Śląscy neoprezbiterzy opowiedzieli nam, jak odkrywali powołanie. "To ewidentna sprawka Ducha Świętego" - stwierdził jeden z nich. Poznajmy ich historie i wspierajmy kapłańską posługę, by nigdy nie wysechł olej na ich rękach.
Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam (J 20,21).
Zanosić innym pokój serca
Myśli o tym, aby zostać księdzem, pojawiały się już w dzieciństwie. Dorastałem w domu, gdzie wszyscy byli wierzący, religijni. W szkole podstawowej zostałem również ministrantem. Myślę, że służba przy ołtarzu też miała wpływ na moją wiarę i jej przeżywanie. Ważnym etapem w życiu był okres seminarium, w czasie którego mogłem bardziej poznać siebie i bardziej świadomie podjąć decyzję na całe życie. To czas, w którym Pan Bóg działał często przez innych ludzi: przełożonych, ojców duchownych… W czasie formacji seminaryjnej miałem też okazję doświadczyć życia parafialnego w czasie praktyk czy stażów. Myślę, że takie doświadczenie było bardzo ważne i owocne. Dawało ono możliwość spotkania się z wieloma kapłanami, którzy dzielili się świadectwem swojego życia kapłańskiego i tym samym byli przykładem do naśladowania. Na hasło prymicyjne wybrałem słowa z Ewangelii według świętego Jana: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. One uświadamiają mi, że kapłaństwo to dar, na który w żaden sposób sam sobie nie zasłużyłem, ale to sam Jezus mi go daje i posyła mnie. Te słowa pokazują mi, aby w tym posłaniu wpatrywać się właśnie w Niego i starać się być na Jego wzór, doświadczając pokoju, który On daje, i ten pokój – pokój serca – zanosić innym.
Pracę magisterską pisałem o historii mojej rodzinnej parafii. W tym celu korzystałem z artykułów Księdza Proboszcza, które były publikowane w parafialnym czasopiśmie „Światło”. W wolnym czasie lubię chodzić po górach i jeździć na rowerze.