Śląscy neoprezbiterzy opowiedzieli nam, jak odkrywali powołanie. "To ewidentna sprawka Ducha Świętego" - stwierdził jeden z nich. Poznajmy ich historie i wspierajmy kapłańską posługę, by nigdy nie wysechł olej na ich rękach.
Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana (Rz 14,7-8)
Być księdzem…
Myśl o kapłaństwie pojawiła się, gdy zacząłem służyć jako ministrant w parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach. Byłem wtedy bardzo zafascynowany księdzem, który odprawiał Mszę Świętą, jego gestami, śpiewem i głoszonym słowem Bożym do dzieci. Mogę dzisiaj stwierdzić, że moje powołanie rodziło się u boku wielu znakomitych osób. Chcę tu przede wszystkim wspomnieć o mojej przybranej babci, z którą chodziłem zawsze do kościoła na Eucharystię i nabożeństwa. Szczególne Msze, które pamiętam, to Msze roratnie z udziałem ogromniej liczby osób i w dodatku te śpiewy, które prowadziła służebniczka śląska s. Paschalia… Natomiast nabożeństwo, które szczególnie zapadło mi w pamięć, do dziś bardzo kultywowane w moim życiu, to nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Tak przez ponad 10 lat chodziłem z tą myślą. W szkole średniej jednak coś się zmieniło. Zakochałem się. Był to przepiękny czas. Wtedy myśl o kapłaństwie została zarzucona. Myślałem wówczas, że małżeństwo to właśnie ta droga. Dziękuję dziś Panu Bogu za Gosię, za ten czas wspólnie spędzony. To był potrzebny czas. Nieraz w żartach mówię, że jednak Pan Bóg zawsze o swoje się upomni.
W 2012 roku wstąpiłem do naszego śląskiego seminarium. Był to wspaniały okres. 7 lat to kawał czasu. Widzę ogromną zmianę siebie, oczywiście na lepsze! Zawdzięczam to naszym przełożonym, a także całej społeczności seminaryjnej. Seminarium było dla mnie prawdziwym domem. Domem z kaplicą, gdzie rozwijałem relacje, przede wszystkim z Bogiem Wszechmogącym. Relacje to istotny element życia każdego człowieka, również dla mnie są bardzo ważne. Tam poznałem wielu wartościowych ludzi, zawarłem wiele znajomości i przyjaźni i dziś uwielbiam za to Boga Ojca słowami: Bogu niech będą dzięki.
Seminarium to tylko pewien odcinek naszego życia. W moim zaś życiu to zasadniczy odcinek, bo właśnie tu zbudowałem solidny fundament na całe moje kapłańskie życie. Tym fundamentem w moim życiu jest przede wszystkim Dobry Pasterz, który od najmłodszych lat mnie prowadzi. Ten fundament był budowany nieraz przez łzy, porażki, niezrozumienia. Było nieraz trudno. Dziś wiem, że moc w słabości się doskonali – powtarzał mi to często mój ojciec duchowny ks. Krzysztof Tomalik, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Kredyt zaufania, który został mi udzielony przez mojego księdza rektora, sprawił, że dziś mogę dzielić się tą radością, że jestem księdzem – nie dla siebie, ale dla Boga i dla drugiego człowieka. Wybrałem sobie hasło prymicyjne zaczerpnięte z Listu św. Pawła do Rzymian: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy dla Pana”. Niektórzy jak je słyszą, to mówią: ale długie; inni zaś: takie pogrzebowe. A ja w tych słowach odnalazłem cel mojego życia: to Jezus Chrystus. Ja przecież nic z siebie nie mogę uczynić. Wszystko zależy przecież od Boga.
A na koniec chcę prosić każdego z was o modlitwę za mnie i za moich kolegów rocznikowych: o wierność i wytrwałość. Proszę również, módlcie się za tych, którzy już obrali drogę Chrystusowego kapłaństwa, za formujących się w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach, a także pamiętajcie w swoich modlitwach o nowych powołaniach do winnicy Pańskiej.