Gdy jej rodzice, zwykli rolnicy z Viterbo, zobaczyli ją po urodzeniu, pomyśleli dokładnie o tym samym. To dziecko jest piękne niczym Róża. I tak już zostało.
Gdy jej rodzice, zwykli rolnicy z Viterbo, zobaczyli ją po urodzeniu, pomyśleli dokładnie o tym samym. To dziecko jest piękne niczym Róża. I tak już zostało. Ale z czasem okazało się, że prawdziwe piękno Róży ukryte jest głębiej - zgodnie ze słowami zawartymi w Księdze Przysłów: "Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana". A bohaterka dzisiejszej opowieści bogobojna była od dziecka. Gdy miała ledwie 12 lat wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. Gdy miała lat 17 ciężko zachorowała. Wszyscy wokół rozpaczali, a ona się modliła. I to nie w swojej intencji tylko o nawrócenie grzeszników, którzy tak jak ona z dnia na dzień mogą stanąć na progu śmierci. Gdy tylko stan zdrowia jej na to pozwolił, w pokutnej szacie i z krzyżem w ręku wyszła na ulice Viterbo, ostrzegając mieszkańców, że nie znają dnia ani godziny, gdy przyjdzie im zdać rachunek z życia. Zamiast przejąć się jej słowami ci wyrzucili ją jednak z miasta. A ona? Ona nadal robiła to, co do tej pory: bezgranicznie ufała Bogu i nieustannie wstawienniczo modliła się za grzeszników. Zanim 6 marca 1252 roku w wieku 20 lat zabrał ją z tego świata nawrót choroby, zdążyła jeszcze za radą swojego spowiednika zamienić własną izbę na osobisty "klasztor", miejsce wspólnej modlitwy o uświęcenie ludzkich dusz. I choć za życia została wyrzucona z Viterbo, to po śmierci Róża stała się najpiękniejszym kwiatem tego miasta i najlepszą jego mieszkańców orędowniczką.