Tyle razy przyglądałem się dzisiejszemu patronowi, ale nigdy nie zająknąłem się na jego temat. Dlaczego?
Tyle razy przyglądałem się dzisiejszemu patronowi, ale nigdy nie zająknąłem się na jego temat. Dlaczego? Bo wspominany dzisiaj cysters z przełomu XII i XIII wieku, bł. Piotr z Castelnau, to postać niejednoznaczna. Z jednej strony to męczennik za wiarę, który zginął z rąk albigensów w styczniu 1208 roku w okolicach opactwa Saint Gilles-du-Gard, mówiąc przed śmiercią do zabójców: "Niech Bóg wam wybaczy, bracia, jak i ja wam w pełni wybaczyłem". Z drugiej jednak strony to legat papieski, który został wysłany do Langwedocji we Francji, by zwalczać rozprzestrzeniającą się tam z zastraszającą szybkością herezję katarów, waldensów i bogomiłów, a jego śmierć potraktowano jako pretekst do podjęcia krucjaty przeciwko rzeszom duchowo nieukształtowanych i teologicznie pogubionych, zgorszonych ludzi. Czym zgorszonych? Dysproporcją jaką dostrzegali między tym, co głosił Kościół, a tym jakie świadectwo życia dawał. Czy można było ten spór rozstrzygnąć pokojowo w rzeczywistości XII-wiecznej Francji pełnej napięć o charakterze polityczno-społecznym? Nie sądzę. Ale myślę, że historia życia bł. Piotra z Castelnau, a przede wszystkim jego śmierci i jej konsekwencji, stanowić może dla nas dzisiaj swoiste memento.