Zabrał mydło, bieliznę, przybory do golenia. Powiedzieli mu, że nie będzie go w domu tylko przez kilka dni. Wrócił po kilkunastu miesiącach.
To historia Józefa Szrubarza. Został zabrany z okolic Orzesza i wywieziony do ZSRR. W domu zostawił żonę i synów. Jego bliscy nigdy nie poznali miejsca spoczynku męża i ojca. - Właściwie nie wiem, jaka była przyczyna deportacji taty. Miałem wtedy 13 lat. Pamiętam go z opaską na ramieniu. Być może był w jakichś tajnych organizacjach patriotycznych w czasie wojny - opowiadał Stefan Szrubarz, jego syn.
Sowiecka gehenna
Józef nie wrócił do kraju. Według relacji współwięźnia zmarł w obozie. Ale jak, w jakich okolicznościach, co stało się z jago nielicznymi rzeczami osobistymi - tego rodzina nigdy się nie dowiedziała. Człowiek, który powrócił, nie był skłonny opowiadać za dużo. To była pewna norma. Ktokolwiek wracał z łagru - milczał na temat pobytu. Czy tylko z powodu traumatycznych wspomnień? Rodzina nie otrzymała z ZSRR aktu zgonu Szrubarza. Żadnego zaświadczenia o jego pobycie i śmierci. - Jak gdyby wyparował - dodał smutno syn.
Rodziny, które nie posiadały aktu zgonu żywiciela nie miały prawa do świadczeń rentowych. Czasem urzędnicy gmin litowali się i wydawali zaświadczenia "na słowo honoru".
Przeczytaj też:
Masowe deportacje wykwalifikowanej siły roboczej spowodowały poważne problemy w funkcjonowaniu przemysłu na Górnym Śląsku. Role mężczyzn w kopalniach, hutach, na kolei i ich ciężką, fizyczną pracę, przejmowały często kobiety.
Różaniec z brzozy syberyjskiej zrobiony przez księdza Rajmunda Stachurę podczas zsyłki na Syberię Własność: Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 w Radzionkowie Henryk Przondziono /Foto GośćGórnicy stanowili najliczniejszą grupę deportowanych z Górnego Śląska na Wschód. Nie byli jednak jedyni. Wywieziono wielu innych robotników, przedstawicieli inteligencji, artystów, weteranów powstań śląskich, członków AK, przedwojennych działaczy patriotycznych, słowem tych, którzy w jakikolwiek sposób mogli zagrażać ustanawianiu nowego systemu politycznego. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest, że masowe wywózki odbywały się " za zgodą" wielkich zachodnich mocarstw - rzekomo w ramach powojennych reparacji Związku Radzieckiego. Ostatni z deportowanych wracali jeszcze w latach 50. XX wieku.
Ci, którzy trafiali do łagrów na rozległym terenie Związku Radzieckiego, żyli i pracowali w nieludzkich warunkach. Wyniszczająca praca, choroby, ograniczony dostęp do lekarstw, żywności i wody pitnej spowodował, że wielu z nich zakończyło życie na wygnaniu. Zagadka ich życia i śmierci na sowieckich ziemiach do dziś w większości przypadków pozostaje niewyjaśniona.