Modlitwa dzieci jest niczym forteca przeciwko wrogom Boga, wiary i religii. Prostota, wiara, czystość życia i intencji dziecka poruszają Jego serce – mówi w rozmowie z KAI ks. Bruno Thévenin, założyciel Misji św. Teresy – wywodzącej się z Francji wspólnoty dzieci modlących się o świętość kapłanów.
Dorota Abdelmoula (KAI): W jaki sposób odkrył Ksiądz moc dziecięcej modlitwy?
Ks. Bruno Thévenin: Przede wszystkim, mówi o tym Biblia, np. w Psalmie 8: „Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom, aby poskromić nieprzyjaciela i wroga”. Modlitwa dzieci jest niczym forteca przeciwko wrogom Boga, wiary i religii. Prostota, wiara, czystość życia i intencji dziecka poruszają Jego serce. Wszyscy powinniśmy mieć ufność dziecka i jego skromność.
W Ewangelii znajdujemy też słowa Pana Jezusa, który mówi: „pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, Królestwo Boże należy do tych, którzy je przypominają”. W greckiej wersji tego tekstu, słowo „dziecko” oznacza tych, którzy mają mniej, niż 7-8 lat.
W moim duszpasterstwie parafialnym spotykałem dzieci, które – dzięki ufności z jaką się modliły – wypraszały wielkie łaski dla swoich rodziców, np. uzdrowienie. To działo się w parafii, w której jako wikariusz prowadziłem katechezę dla 650 dzieci. Widząc owoce tej dziecięcej modlitwy, postanowiłem, że poproszę ich o modlitwę za kapłanów.
Dlaczego właśnie za kapłanów?
- Gdy w pierwszym roku po moich święceniach, proboszcz w mojej pierwszej parafii porzucił kapłaństwo. Zostałem całkiem sam. Byłem zmuszony poszukać zakrystianki i gospodyni do pomocy. Zupełnie nieświadomie, wybrałem panią Charles – kobietę, która nie znając mnie, od ośmiu lat modliła się w mojej intencji. Osiem lat wcześniej, napisała list do biskupa, tłumacząc, że, ponieważ sama nie ma dzieci, chciałaby zaadoptować duchowo jakiegoś seminarzystę. Obiecała, że każdego dnia, aż do śmierci, będzie odmawiać za niego różaniec. Byłem wówczas na pierwszym roku seminarium. Po ośmiu latach, kiedy trafiłem do mojej pierwszej parafii, wybrałem ją na gospodynię i zakrystiankę – nieświadomie, spośród 10 tys. parafian!
To wszystko działo się w Lisieux, a św. Tereska opiekuje się mną przez całe życie – począwszy od parafii pod jej wezwaniem, do której należałem, jako mały chłopiec, przez poświęconą jej katedrę, gdzie byłem wyświęcony, aż do tej parafii.
Widząc te znaki, pomyślałem, że skoro kapłaństwo jest tak kruche – znałem przecież księży, którzy je porzucali – należy chronić kapłanów. I mając wokół siebie dzieci, postanowiłem właśnie im powierzyć misję modlitwy za księży, którzy udzielają im sakramentów. Coś, w rodzaju wymiany. Tak powstała Misja św. Teresy, która jest dziełem miłosierdzia: polega na miłosiernej modlitwie za kapłanów, takimi, jakimi są. Ponieważ to właśnie są oni szczególnym celem demona.
Na stronie Misji św. Teresy czytamy, że dołączyć może do niej każdy, jednak większość modlących się, to dzieci?
- Na początku powstawania wspólnot, tak. Ale dzieci rosną, po latach same zakładają rodziny. Dlatego dziś Misję tworzą dziadkowie i rodzice, którzy wspólnie z dziećmi modlą się za kapłanów. Dziś misja działa m.in. także w Polsce, we Włoszech, na Węgrzech, w Belgii, w Meksyku, na Ukrainie, w Rumunii – w sumie w ok. 15 krajach. Ta wspólnota wciąż się rozwija.
W jaki sposób udało się Księdzu wprowadzić dzieci w duchowość karmelitańską, którą żyła patronka Waszej wspólnoty?
- Św. Tereska rozumiała, że postawa duszy względem Boga powinna być taka, jak dzieci w stosunku do rodziców. Zainspirował ją m.in. fragment Księgi Izajasza, mówiący o czułości Pana Boga względem Izraela, którego traktował jak dziecko.
Z kolei kierownik duchowy św. Tereski zachęcał ją by, niczym łupinka orzecha na morzu, wypływała na głębię miłości i zaufania. Ten obraz także przypomina postawę dziecka, które musi zaufać swoim rodzicom i które całkowicie od nich zależy. To zarazem fundamentalna postawa stworzenia względem Stworzyciela: zaufanie Temu, który wszystko stworzył i który może nas wskrzesić z martwych, pomimo że umieramy jako grzesznicy. Przecież nikt z nas sam z siebie nie zmartwychwstanie!
W skautingu, to silny ochrania słabszego – tak, jak rodzice chronią dziecko. Tymczasem w Kościele, dzięki łasce Bożej, jest odwrotnie. Jak pisze św. Paweł: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć”. To coś nadprzyrodzonego! Dlatego i ja pomyślałem, że poproszę dzieci, by swoją modlitwą ochraniały kapłanów.
Każde z dzieci należących do Misji modli się w intencji konkretnego kapłana, którego imię otrzymuje. Ale czy dziecko wie, kim on jest? Mają szansę się spotkać?
- We Francji seminarzyści, dopóki nie przyjmą święceń diakonatu, znają tylko imię dziecka, które za nich się modli. Jako diakoni, otrzymują jego adres i zapraszają je na swoje święcenia kapłańskie. Podczas uroczystości święceń, to właśnie to dziecko, nazywane we wspólnocie „Aniołem Modlitwy” przynosi „swojemu” księdzu chleb i wino w procesji z darami, a on konsekruje te dary na ołtarzu.
Pamiętam chłopca Hugues, który chciał modlić się za seminarzystę. Poprosiłem go o modlitwę za kleryka Thierry'ego. Gdy nadszedł czas święceń, ks. Thierry zaprosił chłopca na uroczystość. 12 lat później, to Hugues postanowił zostać księdzem. W międzyczasie ks. Thierry został biskupem i to on mu udzielił święceń kapłańskich. Podobnych relacji jest bardzo wiele.
Tak, jak mówił św. Jan Paweł II, kapłaństwo jest wielkim darem Boga dla Kościoła. Trzeba mówić księżom, że są skarbem Kościoła, że to oni udzielają rozgrzeszenia i sprawują Eucharystię. Ale trzeba im też przypominać, by byli skromni i pokorni! Im więcej łaski otrzymujemy, tym bardziej powinniśmy być pokorni i służyć innym – to mówię księżom.
Zapewne nie brak też trudnych przykładów, np. tych, którzy rezygnują z kapłaństwa. Jak wyjaśnić to dziecku, które modli się za takiego księdza?
- Podam przykład księdza, za którego w Misji modliła się pewna nastolatka. Niespełna pół roku po święceniach, ten młody kapłan zginął w wypadku samochodowym, kiedy prowadząc auto odebrał telefon od własnej matki! Gdy powiedzieliśmy dziewczynce, że „jej” ksiądz zginął w wypadku, trudno jej trudno było się z tym pogodzić. Dopiero wyjaśnienie, że to Pan Bóg go wezwał, że właśnie ze względu na jego gorliwość kapłańską chciał mieć go w Niebie przekonał tę dziewczynę.
Wiele osób mówi, że ma Ksiądz wyjątkowy dar rozmawiania z dziećmi i młodzieżą. Czy ma Ksiądz jakiś „sposób” na budowanie tych dobrych relacji?
- Rzeczywiście, często o tym słyszę, nawet podczas pobytu w Polsce rodzice pytali mnie, jak to robię, że dzieci słuchają mnie z uwagą, choć mówię po francusku.
Czy mam sposób? Pamiętam, jak w czasie trzydniowych rekolekcji przed bierzmowaniem pewna dziewczynka każdego dnia przychodziła do mnie do spowiedzi. Dziwiłem się widząc ją przy konfesjonale dzień po dniu, ale za każdym razem cierpliwie słuchałem. Po ostatniej spowiedzi i przyjęciu sakramentu bierzmowania powiedziała mi: proszę księdza, wreszcie jestem szczęśliwa, bo po raz pierwszy odważyłam się, by wszystko powiedzieć! Doświadczyła radości i wolności płynącej z Prawdy.
Ksiądz musi być bardzo miłosierny. Spowiadając, musi patrzeć na grzesznika tak, jak Jezus spojrzał na bogatego młodzieńca – z miłością. Tak właśnie staram się traktować dzieci, zachowując oczywiście potrzebny dystans. I mówiąc językiem dla nich zrozumiałym.
Św. Jana Bosko pytano: jakie są twoje cele i metody pedagogiczne? On denerwował się i mówił: nie mam metod naukowych! Moją metodą jest Boża miłość.
Staram się przekazywać miłość Pana Boga, tak, by zbliżać ludzi do Niego. Dzieci, dorosłych, umierających – wszystkich. Poza tym, dzieci nie słuchają, kiedy mówimy im rzeczy, które już wiedzą. Kiedy mówią, że katecheza jest nudna, zaczynam wykładać im teologię w sposób, który ich ciekawi. A kiedy ktoś pyta mnie o radę w jakiejś sprawie, mówię na początku: spróbujemy razem odkryć, co Pan Bóg myśli o tobie.
Czy także dzieci uczą Księdza modlitwy?
- O, tak! Czasem dzieci są dla mnie ustami Boga, choć nie zdają sobie z tego sprawy. Mówią, co myślą, nie rozumiejąc głębi słów, ani z tego, że to Bóg przez nich mówi. Dzieci uczą mnie mojego kapłaństwa: zupełnie nieświadomie pokazują, jak Pan Bóg mnie prowadzi.
W Kościele mamy też przykłady świętych i błogosławionych dzieci, które były świadome swojego posłannictwa. W jaki sposób stawiać tych młodych męczenników jako przykład do naśladowania dla współczesnych dzieci?
- Chciałbym przypomnieć słowa papieża Piusa XII z homilii podczas kanonizacji nastoletniej Marii Goretti. Papież mówił wówczas: „Zapewne, nie wszyscy jesteśmy powołani do męczeństwa, ale wszystkich Bóg wzywa do rozwinięcia w sobie cnót chrześcijańskich.” Bóg daje każdemu z nas konkretne łaski na dany moment i stan. To dotyczy także dzieci.
Osobiście jestem przekonany, że święci Franciszek i Hiacynta Marto, którzy byli chorzy, którzy odmawiali sobie podwieczorku, poszcząc za dusze czyśćcowe – na miarę swoich możliwości wykazywali heroiczność cnót. Kościół przez wieki mówił, że dzieci nie mogą być świętymi, bo nie miały okazji walczyć z pokusami tego świata. A jednak św. Pius X zapowiadał: „Będziemy mieli świętych pośród dzieci”.
Spowiadałem kiedyś i przygotowywałem do śmierci pewną schorowaną dziewczynkę, która następnie zmarła mając niespełna 8 lat. Miała szczególną więź z Bogiem. Mówiła mi, że chciałaby modlić się za księży i zostać „karmelką” - miała na myśli karmelitankę. W tajemnicy zwierzyła mi się, że swoją chorobę ofiaruje w intencji nawrócenia pewnej osoby. Siedmiolatka!
Misja św. Teresy, to nie jedyna francuska wspólnota, która służy dziś Kościołowi w wielu krajach. Jak to się dzieje, że tak wiele dobrych dzieł rodzi się kraju, w którym Jan Paweł II pytał: „Najstarsza córo Kościoła, co zrobiłaś ze swoim chrztem?” i który jest dziś wskazywany jako przykład odejścia od wartości chrześcijańskich?
- Francja to Najstarsza Córka Kościoła, która była bardzo nieposłuszna. Mówiła o tym chociażby Maryja podczas objawienia na La Salette. Zachęcam by zapoznać się z jej orędziem i z historią tego objawienia!
Ale Bóg w swoim miłosierdziu daje nam „antybiotyki” do walki z popełnionymi błędami. Kiedyś, byli to wielcy święci, jak św. Dominik, czy św. Franciszek. Dziś, to wielcy świadkowie, którzy głoszą to, czego Kościół potrzebuje. Myślę, że także Misja św. Teresy jest dziś takim narzędziem potrzebnym Kościołowi – także w Polsce.
Jak to możliwe, że Francja „eksportuje” dziś zarówno dobre, jak też złe przykłady? Że ta sama Francja, która mordowała księży podczas Rewolucji Francuskiej, dziś prowadzi dzieło modlitwy za kapłanów? To tajemnica Boga, który – jak mówił bł. Jerzy Popiełuszko – zło zwycięża dobrem.