W reakcji na uchwalenie ustawy o in vitro w kształcie, jaki zaproponował rząd i bez żadnych poprawek, biskupi przypomnieli, że jest on sprzeczny z podstawami moralności, a obowiązkiem katolika-posła jest uchwalanie przepisów, które poprawiają niedobre prawo, a nie przyjmowanie ich bez zastrzeżeń.
O tym, że w myśl rządowego projektu zarodek ludzki jest traktowany na równi z grupą dowolnych tkanek lub komórek, a to tak samo, jakby człowieka porównać do zespołu jego narządów, ostrzegali biskupi już w marcu tego roku. Dziś, gdy ustawa została przyjęta, episkopat przypomniał tamte słowa.
Zdaniem episkopatu, rządowy projekt jest obarczony wadami, które go dyskwalifikują.
Przede wszystkim w projekt wpisana jest akceptacja dla eugenicznej selekcji zarodków. Umożliwianie on klonowanie człowieka. Zakłada mrożenie zarodków. Dopuszcza możliwość poczynania dzieci po śmierci dawcy komórek rozrodczych. Zakłada, że nie wszystkie zapłodnione komórki jajowe muszą być przeniesione do organizmu matki. Umożliwia stosowanie in vitro bez podjęcia realnej próby leczenia przyczyn niepłodności i lekceważy dobro dziecka, pozostawiając ludzki embrion poza wszelkimi relacjami osobowymi.
Podpisani pod dokumentem hierarchowie: abp. Marek Jędraszewski, bp Artur Miziński i abp Stanisław Gądecki zaznaczali, że katolik nie może w żaden sposób uczestniczyć w pracach służących przyjęciu tak niemoralnego prawa. Bo o ile w sprawach politycznych kompromisy są istotą działania, o tyle w kwestiach moralnych nie mogą mieć miejsca.
Zwrócili też uwagę, iż pogląd, że każde prawo dotyczące in vitro będzie lepsze niż jego brak, jest przekonaniem błędnym, bo prawo, które zezwala na niemalże dowolne dysponowanie ludzkim życiem, nie tylko nie zasługuje na poparcie, ale domaga się stanowczego sprzeciwu. Z takim sprzeciwem powinni byli wystąpić wszyscy parlamentarzyści deklarujący swoją katolicką wiarę, w myśl zasady, że ich zadaniem jest zaszczepianie w doczesnym porządku wartości chrześcijańskich, które prezentują i którymi powinni żyć.