To gorzkie słowa 49-letniego dziś Maksa Tresoldiego z Lombardii, który nie może doprosić się o szczepionkę przeciw COVID-19, bo jego nazwisko zniknęło z listy niepełnosprawnych w ciężkim stanie.
Sprawę opisała w "Avvenire", największym włoskim dzienniku katolickim, Lucia Bellaspiga.
Max ma 49 lat. 30 lat temu, w święto Wniebowzięcia NMP w 1991 r., został potrącony przez samochód i zapadł w głęboką śpiączkę. Neurolodzy z wielu szpitali stwierdzili, że to "nieodwracalny stan wegetatywny" i że Max "nigdy się nie obudzi". Był wtedy 19-latkiem. Ale prawie 10 lat później, w Boże Narodzenie 2000 r., obudził się w sposób najbardziej zaskakujący - robiąc znak krzyża (tak, jak jego mama robiła to co wieczór, podnosząc jego ręce). "Tak, obudził się, ale jak noworodek" - pisze L. Bellaspiga. "Wszystkiego musiał uczyć się od początku".
"I nauczyliśmy go od nowa" - opowiada jego mama Ezia Povia, która w to jego przebudzenie wierzyła wbrew wszystkim, także wbrew zdrowemu rozsądkowi. Przez 20 lat "odzyskiwała z nim życie po kawałku", by nauczył się z powrotem przełykać, wypowiadać pierwsze słowa, robić małe kroki ze specjalnym podnośnikiem, trzymać w ręce ołówek czy pędzelek...
Drukowanymi literami napisał w książce "A teraz idę na Maksa" w 2012 r.: "Mam nadzieję, że także ci, którzy nie spędzili jak ja 10 lat w śpiączce, mogą być tak szczęśliwi, jak ja jestem". Zadeklarował, że nawet jeśli jego stan określa się mianem ciężkiego upośledzenia, to on ma zamiar żyć.
I wtedy przyszły kłopoty z biurokracją... Max jest chroniony tzw. ustawą 104, dotyczącą wyjątkowych przypadków medycznych, i w zasadzie w pierwszej kolejności powinien być zaszczepiony już w styczniu, wśród tych, którym szczepionka należała się priorytetowo. 10 lat w śpiączce i 20 na wózku na tyle osłabiło jego płuca, że w razie zetknięcia z wirusem byłby bez szans.
75-letni Ernesto, ojciec Maksa, opowiada, że od stycznia proszą lekarza rodzinnego o informacje na temat szczepionki, ale ten - jak i inni lekarze w okolicy - nie otrzymał dawek szczepionek dla swoich najciężej chorych pacjentów. Maksa nie udało się także zarejestrować na platformie regionalnej, bo nie był ujęty w żadnych rejestrach osób "niesamowystarczalnych". Rodzina nie mogła także skorzystać z tzw. zielonej linii telefonicznej, bo tam kierowano ich z powrotem do lekarza rodzinnego. Wystarczyłaby - jak tłumaczy rodzina - dobra wola, dostęp do ogólnej listy, na którą Maksa wpisano 30 lat temu, oraz jeden klik...
Do sprawy włączył się nawet burmistrz miasteczka Carugate Luca Maggioni, ale bez powodzenia. "Od tego czasu komputer w domu Tresoldich jest cały czas włączony, ale Max, »cud« badany przez naukowców, nadal jest »panem nikt«. Zamknięty w domu od roku (stan jego płuc nie pozwala na noszenie maseczki), uśmiecha się gorzko: »Jestem w więzieniu, bez winy«" - relacjonuje dziennikarka "Avvenire".
Nie udało się w Lombardii, więc Max zaapelował za pośrednictwem mediów do Rzymu: "Proszę o azyl w Lacjum, może wy mnie zaszczepicie?".