Myśl wyrachowana: Święci to ci, którzy naśladują Jezusa, a nie jego głosicieli. Tych słuchają.
Proboszcz mojej rodzinnej parafii komentował ongiś słowa Jezusa o uczonych w Piśmie i faryzeuszach, którzy „zasiedli na katedrze Mojżesza”: „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią” (Mt 23,2-3).
– Widzicie nieraz, że ja i moi koledzy księża niekoniecznie żyjemy tak, jak mówimy, że trzeba żyć. W takich sytuacjach proszę was więc: róbcie to, co mówimy, a nie to, co robimy – powiedział z ambony. To było w czasach, gdy – jak to mówią – ksiądz spożywał, a nie jadł, nie szedł, a kroczył, spoczywał, a nie leżał. Pewnie dlatego taka „samokrytyka” duchownego, którego skądinąd ceniłem, utkwiła mi w głowie. Szczególnie jego prośba, żeby robić to, co księża mówią, pomimo ich różnych postaw.
Może to się wydawać zuchwałe – no bo jak to: jak sam nie robisz, to nie oczekuj tego od innych. Ale przecież dokładnie to samo mówi Jezus: oni objęli urząd nauczycielski, więc mamy czynić i zachowywać to, co mówią. Dlaczego? Bo oni, przekazując naukę Mojżesza (dziś powiedzielibyśmy: nauczanie Kościoła zawarte w Tradycji i Biblii), mówią rzeczy prawdziwe, słuszne i zbawienne. Niegodność głosiciela nie sprawia niegodności tego, o czym mówi. Czy to mądre, aby w nieznanym terenie ignorować drogowskazy z powodu zastrzeżeń do robotników, którzy je postawili? Czy to dojrzałe, aby porzucać naukę dlatego, że niektórzy nauczyciele to hipokryci? Warto o tym pomyśleć dziś, gdy raz po raz dostajemy między oczy komunikatami o skandalach z udziałem duchownych wszystkich szczebli. A także gdy w internecie hula wiatr sprzecznych opinii na temat najwyższych dostojników kościelnych i gdy każdy katolik śmie kwestionować ich władzę.
„Ja takiego papieża nie będę słuchała” – napisała mi pewna pani i dorzuciła miażdżący, w jej przekonaniu, argument: „A papieża z rodu Borgiów by pan słuchał?”. Chyba się zdziwiła, gdy potwierdziłem, że owszem, słuchałbym (a uczynków jego bym nie naśladował).
Oficjalne nauczanie w autorytecie Kościoła pozostaje przecież w mocy, bo ten autorytet ustanowił sam Chrystus. On sam się do tego stosuje, i to do tego stopnia, że przychodzi na ołtarz niezależnie od osobistej godności kapłana, który wypowiada słowa konsekracji.
Jasne, nie należy lekceważyć zła. Ale tym bardziej nie należy opuszczać Jezusa z powodu Jego uczniów, którzy, jak wszyscy, złu ulegają. Zdrajca, złodziej, zaprzaniec, kłótliwcy, tchórze i chciwi zaszczytów – to grono apostołów. Ale to Jezus ma słowa życia wiecznego. Warto słuchać tych, którzy je przekazują.