Z Agnieszką Huf, autorką książki o ks. Masze rozmawia Andrzej Grajewski.
Pani Merta nie była przyjemną kobietą. Wiadomo – gestapo. Gdy młody ksiądz Jan Macha trafił do więzienia w Mysłowicach, zwanego „przedpieklem Oświęcimia”, Merta przychodziła do jego rodzinnego domu w Chorzowie Starym i węszyła. Rodzicom i rodzeństwu kapłana opowiadała o tym, że jest bity, powiększając ich cierpienie. Dwa tygodnie po tym, jak krótkie życie kapłańskie Jana Machy zostało zakończone ostrzem gilotyny w katowickim więzieniu, Merta, osoba niewierząca, bardzo zmieniona pojawiła się w kościele. A potem przyszła do domu Machów. „Ja przyszłam powiedzieć, że widzę Jego [ks. Machę] z Przenajświętszym i mówi mi, że stale będzie się za mnie modlił” – oznajmiła. Musiało to być dla niej wstrząsające doświadczenie, tym bardziej, że ona zamordowanemu duchownemu żadnej pomocy nie udzieliła. Zdarzenie to najwyraźniej przyczyniło się do jej nawrócenia. To jeden ze znaków z nieba, wskazujących na świętość ks. Jana Machy - opisanych przez Angieszkę Huf w książce „Zawsze myśl o niebie… Historia Hanika – ks. Jana Machy (1914-1942)”.
Zobacz serwis janmacha.gosc.pl
Franciszek Kucharczak pisze, że ta książka jest "Lepsza niż powieść" [CZYTAJ RECENZJĘ].
A jak pracę nad książką wspomina autorka? Zobacz rozmowę Andrzeja Grajewskiego z Agnieszką Huf.