Chrystus Zmartwychwstał. Zdarł zasłonę śmierci. I tymi strzępkami materiału chce zawiązywać nasze rany.
Przez dwa dni patrzyłam, jak próbuje łapać powietrze w rozsadzone rakiem płuca. Ekspansywna choroba rozprzestrzeniła się na każdą komórkę ciała, zajmowała wszystkie czynności życiowe. Trzymałam ją za rękę, ale uścisk był coraz słabszy. Pot zalewał niewygodne szpitalne łóżko. Chciała jeszcze walczyć, ale rana była śmiertelna.
Przez dwa dni patrzyłam, jak umiera. Trzeciego dnia przyszło Życie.
"Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności" (Oz 6,1-2)
To było najmocniejsze doświadczenie Zmartwychwstania. Przyszło dokładnie w chwili śmierci mojej Mamy. Po raz pierwszy dotknęłam Życia. To było tylko muśnięcie. Wymknęło się w tej samej sekundzie. Zasłona na chwilę się odsłoniła, a za nią - Zmartwychwstanie. Przeszła przez nią, a ja zostałam sama, w tym mniej realnym ze światów.
Musiał i Ozeasz doświadczać tej tęsknoty. Musiał mieć świadomość, że za zasłoną jest Życie, do którego mamy dostęp, ale jeszcze nie w pełni... więc boli. Że trzeba powrócić. Że prawdziwie żyć można tylko w Jego obecności.
Chrystus Zmartwychwstał. Zdarł zasłonę śmierci. I tymi strzępkami materiału chce zawiązywać nasze rany. Roztrzaskać kamienie. Wydobyć z dna grobu. Do życia.