Prawie 30 garbusów dotarło na I Pielgrzymkę na Górę Świętej Anny. Stare, nowe, w różnych kolorach, a na ich widok wszyscy się uśmiechali.
- Któregoś dnia jadąc z Kędzierzyna do klasztoru na Górze Świętej Anny, zauważyłem, że Góra od strony Januszkowic przypomina lewy bok „garbusa”. Od strony Kalinowa przypomina prawy bok „garbusa” I wtedy przyszło mi na myśl, by zaprosić wszystkich posiadaczy tego wyjątkowego auta "z duszą” na spotkanie - tak o. Antoni Dudek OFM opowiadał o tym, skąd wziął się pomysł na ten zlot przy Domu Pielgrzyma. Wspominał zresztą, że sam jeździł tym modelem volkswagena.
Opowiadał o pasji, jaką trzeba mieć do tego auta, zapamiętany specyficzny warkot silnika i pierwszy wypadek, kiedy to właśnie garbuskiem uderzył w samochód wiozący ciastka...
- Ja jednak patrzę po franciszkańsku, że jest to dzieło Boże. Naturalnie pracowali nad nim mechanicy, architekci itd., ale oni wszyscy odkrywają to wszystko, co nam Pan Bóg przygotował, i przybliżają to innym. Bo to było auto skonstruowane dla ludzi, dla mas, nie tylko dla pana X czy Y. I rzeczywiście, to auto nie tworzy barier, raczej wzbudza sympatię - mówił podczas kazania i przy poświęceniu garbusów.
Garbuski na Górze Świętej Anny 2019
A dotarły nowe modele - Beetle, ale i te z lat 60.-70. ubiegłego wieku. Najstarszy z Opola, Volkswagen 1200 Garbus, rocznik 1958, granatowy, posiadający jeszcze oryginalne „machające migacze” i... flakonik na kwiatki przy kierownicy.
- Mam jeszcze Mercedesa z 1968 r., ale bardziej kocham tego garbusa, za jego duszę, choć moim pierwszym autem była syrenka. Gdy gdzieś jadę, wszyscy mnie witają, szanują, że tak dbam o te zabytki, dają znaki, machają... Bywam na różnych zlotach, żeby sie spotkać z ludźmi, to nas dowartościowuje, daje poczucie spełnienia - przyznaje Edward Jaworski z Opola, właściciel owego pojazdu.
Garbusek - Migacze
Także inni właściciele o swoich garbuskach potrafią opowiadać godzinami, chwalą niezawodność, ale i „charakter”.
- U nas sprawdził się ten dowcip, że „Niemiec płakał, jak sprzedawał”! Pani, od której go sprowadziłam z zagranicy, rzeczywiście nie mogła się z nim rozstać - uśmiecha się posiadaczka z Jasionej. - Co więcej, auto, mimo że działało bez zarzutu do chwili sprzedaży, kiedy miałam nim odjechać - po prostu nie odpaliło i nikt nie wiedział, co mogło być nie tak. Dopiero gdy przywiozłam je do domu, następnego dnia zadziałało i chodzi do tej pory - dopowiada na spotkaniu przy kawie.
Bo uczestnicy to przeważnie całe rodziny lub znajomi, którzy przyjechali m.in. z Opola, Krapkowic, ale też Kłodzka, Bystrzycy, Kłobucka, Kalisza czy Gliwic, pokonując nawet 130 km. W sumie prawie 70 osób. Od razu potrafią się ze sobą dogadać, są jak dobrzy znajomi, których łączy nie tylko marka auta, ale i sposób patrzenia na życie.
- My przyjechaliśmy z klubu miłośników Garbklub z Opola, ale członków mamy z całej Opolszczyzny i Śląska. Zrzeszonych jest ponad 20 osób posiadających stare garbusy. Ja kocham to auto od zawsze, bo moja mama miała garbusa i jeździliśmy dużo po Polsce. Kiedy spełniłam marzenie i zdobyłam je, pewnego razu znalazłam zaproszenie na zlot za wycieraczką. To okazja, by się spotkać, bo przyjeżdżają całe rodziny. Nie szukamy wygód, wystarczy namiot, nie musi być bieżącej wody. Są za to przygody, wspólnie spędzone chwile, piękne okolice. I nie gada się tylko o autach, silnikach itd. Dla każdego znajdą się atrakcje. Jesteśmy zżyci, wspieramy się, pomagamy w potrzebie. A po jakimś czasie wszędzie ma się znajomych! - opowiada Daria Janicka z Masowa.
Spotkanie zakończył przejazd pod amfiteatr, a na tej krótkiej trasie nie było chyba osoby, która nie obejrzałaby się za sympatycznymi „chrabąszczami”, nie uśmiechnęła się czy nie pomachała.