Brytyjska premier Theresa May broniła w czwartek wypracowanego porozumienia w sprawie Brexitu, tłumacząc na konferencji prasowej na Downing Street, że choć żałuje rezygnacji ministrów swojego rządu, to "wierzy, że obrany kurs jest właściwy dla kraju i obywateli".
W ciągu dnia siedmiu członków jej rządu, w tym dwóch ministrów i czterech wiceministrów, ustąpiło ze stanowiska w proteście przeciwko przyjętemu w środę wieczorem projektowi umowy wyjścia z Unii Europejskiej. Szczególne kontrowersje wzbudziła rezygnacja szefa resortu ds. Brexitu Dominica Raaba, który od objęcia stanowiska w lipcu br. był współodpowiedzialny za przebieg negocjacji ze Wspólnotą.
Odnosząc się do czwartkowych wydarzeń, szefowa rządu tłumaczyła dziennikarzom, że "służba na tak wysokim stanowisku jest honorem i przywilejem, ale także ciężką odpowiedzialnością", co jest "szczególnie prawdziwe w sytuacji, gdy stawka jest tak wysoka".
Jak podkreśliła, jej rząd zmaga się z bezprecedensowym wyzwaniem wynegocjowania wyjścia z UE po 40 latach członkostwa oraz "zbudowania od zera nowej relacji", która "ma służyć dzieciom i wnukom" Brytyjczyków.
"Stosowałam podejście przedkładania interesu narodowego nad interes partyjny, a tym bardziej nad mój własny interes polityczny. Nie oceniam surowo tych, którzy chcą zrobić to samo, ale doszli do innych wniosków i muszą zrobić, co uważają za stosowne, tak jak ja. Żałuję, że zdecydowali się opuścić rząd, i dziękuję im za ich służbę, ale ja w pełni wierzę w to, że obrany kurs jest właściwy dla naszego kraju i wszystkich naszych obywateli" - powiedziała premier, zaznaczając, że wdrożenie umowy z UE "leży w interesie narodowym".
Szefowa rządu oceniła, że przedstawiona propozycja spełnia oczekiwania wyborców, którzy w czerwcu 2016 roku zagłosowali w referendum za opuszczeniem Wspólnoty; wymieniła w tym kontekście głównie zakończenie obowiązywania swobody przepływu osób oraz rezygnację z wpłat do unijnego budżetu, a także zniesienie jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości UE oraz rezygnację z uczestnictwa we Wspólnej Polityce Rolnej i Wspólnej Polityce Rybołówstwa.
May dodała również, że wypracowane porozumienie "chroni integralność Zjednoczonego Królestwa i rozwiązanie pokojowe w Irlandii Północnej", choć przyznała, że "konieczne było podjęcie trudnych i czasami niekomfortowych decyzji".
Jak zastrzegła, nikt nie przedstawił jednak alternatywnej propozycji, która jednocześnie realizowałaby złożone obietnice i unikała powrotu twardej granicy pomiędzy Irlandią Północną a Irlandią.
"Jeśli nie ruszymy naprzód z tą umową, nikt nie może z przekonaniem stwierdzić, jakie czekają nas konsekwencje. Byłoby to wejście na ścieżkę głębokiej, poważnej niepewności, podczas gdy Brytyjczycy po prostu chcą, żebyśmy się wzięli do działania, i oczekują od Partii Konserwatywnej, że zrealizuje Brexit, który będzie odpowiadał na potrzeby całego Zjednoczonego Królestwa" - ostrzegła.
Pytana o swoją przyszłość May odpowiedziała jednoznacznie: "Czy będę kontynuowała swoją pracę? Tak".
Jednocześnie powtórzyła, że Wielka Brytania opuści UE 29 marca 2019 roku, i wykluczyła zorganizowanie drugiego referendum w sprawie Brexitu.
Wczesnym popołudniem lider eurosceptycznej frakcji Partii Konserwatywnej Jacob Rees-Mogg złożył list wzywający do wotum nieufności wobec May jako liderki ugrupowania.
Zgodnie z partyjną procedurą do głosowania nad przyszłością premier dojdzie, jeśli do przewodniczącego parlamentarnej tzw. komisji 1922 (zrzeszającej deputowanych Partii Konserwatywnej bez stanowiska w rządzie) Grahama Brady'ego wpłyną listy wyrażające brak zaufania ze strony co najmniej 15 proc. klubu parlamentarnego (obecnie 48 posłów).
Czwartkowy kryzys polityczny wokół rezygnacji członków rządu pogarsza sytuację premier May, której gabinet nie dysponuje samodzielną większością głosów w Izbie Gmin. Wspierająca ją dotychczas w kluczowych głosowaniach Demokratyczna Partia Unionistów (DUP) zapowiedziała głosowanie przeciwko proponowanemu porozumieniu w sprawie Brexitu, krytykując je za otwarcie drogi do naruszenia integralności terytorialnej Wielkiej Brytanii.
Swój sprzeciw zasygnalizowała także grupa 60 eurosceptyków w Partii Konserwatywnej, co oznacza, że szefowa rządu musiałaby liczyć na głosy opozycji.
W razie nieuzyskania większości w parlamencie Wielka Brytania mogłaby opuścić UE bez żadnego porozumienia oraz dalszych relacji handlowych. Eksperci ostrzegali od miesięcy, że taki scenariusz miałby bardzo poważne negatywne konsekwencje dla gospodarki całej Europy.
Ewentualny nowy lider Partii Konserwatywnej zostałby także automatycznie nowym premierem Wielkiej Brytanii, bez konieczności przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych.