Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Wszyscy znamy te słowa, prawda?
Bł. Józef Kowalski brewiarz.pl Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Wszyscy znamy te słowa, prawda? No to teraz pytanie. Nie, jeszcze nie konkursowe. Czego można spodziewać się po chorowitym chłopcu ze wsi spod Rzeszowa? Czy wyrośnie z niego chłop na schwał, jak to się mówi? Doprawdy trudno w to uwierzyć. Prędzej będziemy podejrzewać, że odkryje raczej w sobie jakieś artystyczne talenty : grę na skrzypcach, śpiew albo smykałkę do teatru. I tą artystyczną duszą przykryje niedostatki ciała. A teraz jeszcze jedno pozakonkursowe pytanie. Czy kiedy ten chłopiec odkryje w sobie powołanie do życia zakonnego, wstąpi do salezjanów, pójdzie na studia i przyjmie święcenia kapłańskie, to czym ktoś taki będzie zajmował się w zakonie? Będzie wychowawcą, zgodnie z charyzmatem swojego zgromadzenia? A może jednak widzimy go w roli sekretarza, archiwisty, księgowego. Jeżeli tak państwo pomyśleliście, to mogę tylko pogratulować przenikliwości. Przypomnę jednak jeszcze raz słowa Psalmu 118 : "Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Stało się to przez Pana i cudem jest w oczach naszych." Oto bowiem 23 maja 1941 roku, ledwie 3 lata po święceniach ten drobny i delikatny kapłan został aresztowany przez Niemców wraz z 11 innym współbraćmi, torturowany przez miesiąc w krakowskim więzieniu na Montelupich i odesłany do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. A tam według świadków stał się opoką dla innych : rozgrzeszał konających, dodawał otuchy zrezygnowanym, pocieszał załamanych. W tajemnicy przed obozowymi władzami, na strychach lub w piwnicy bloku nr 25, odprawiał Msze św. i przewodniczył modlitwom. Roznosił po blokach Komunię świętą dla tych więźniów, którzy nie mogli osobiście uczestniczyć. Razem z o. Maksymilianem Kolbe organizował nabożeństwa maryjne. Kiedy dokładnie rok później dostał szansę przeniesienia do Dachau odrzucił tę propozycję. Dlaczego? Bo ceną lepszych warunków było w jego przypadku odrzucenie i podeptanie trzymanego w dłoni różańca. Czy takiego zachowania spodziewalibyśmy się po chorowitym i wrażliwym chłopaku, który zajmował się porządkowaniem archiwum w zakonie? Do podobnego wniosku doszli jego oprawcy, dlatego miesiąc później 4 lipca 1942 roku bohater tej historii zginął skatowany i utopiony w beczce z fekaliami. Czy wiecie państwo jak się ów człowiek nazywa i jaki nosił numer w obozie w Auschwitz? To błogosławiony Józef Kowalski, numer obozowy 17350.