W 2017 r. Europę miała zalać „populistyczna” fala. Czy polityczne przewidywania sprzed roku się sprawdziły?
W 2017 rok Europejczycy wchodzili niedługo po triumfie Trumpa w USA i referendum w sprawie Brexitu. A w perspektywie były wybory w kilku krajach Europy, w tym tych najważniejszych, Francji i Niemczech. W Holandii i Austrii liderami sondaży były partie eurosceptyczne, we Francji Marine Le Pen była pewna drugiej tury a w Niemczech AfD wyrastała na trzecią siłę polityczną. Wielu komentatorów przewidywało kolejne „exity”.
Na pierwszy ogień poszła Holandia. Przez bardzo długi czas liderem sondaży była eurosceptyczna, antyislamska Partia Wolności Geerta Wildersa. Sytuacja zmieniła się radykalnie tuż przed marcową elekcją. Napięcie dyplomatyczne pomiędzy władzami holenderskimi i tureckimi przeniosły się na imigrancką społeczność Turków w Holandii. Twarda postawa urzędującego premiera, Marka Rutte, wobec tureckiej mniejszości i tureckiego rządu, pozwoliła mu przechwycić sporo głosów antyimigranckich i dzięki temu wygrać ze znaczącą przewagą. Nie uchroniło to jednak Holendrów od kryzysu politycznego i musieli oni czekać na nowy rząd rekordowe 225 dni.
Druga była Francja, która była na ustach wszystkich. Wielu obawiało się zwycięstwa Marine Le Pen. Co prawda żaden sondaż nie dawał liderce Frontu Narodowego żadnych szans na zwycięstwo, jednak była ona pewna drugiej tury a jej potencjalni oponenci wydawali się słabi. Aż pojawił się Emmanuel Macron, człowiek praktycznie bez doświadczenia politycznego i co gorsza, bez poważnego zaplecza ideowego. Zgodnie z oczekiwaniami Macron i Le Pen spotkali się w drugiej turze, gdzie ten pierwszy wygrał bezpieczną większością. W wyborach parlamentarnych zdecydowanie wygrał stworzony przez Macrona, centrowy ruch En Marche.
W czerwcu do urn poszli Brytyjczycy. Były to przedterminowe wybory, dzięki którym Konserwatyści mieli wzmocnić swój mandat na czas negocjacji w sprawie Brexitu. Sondaże były początkowo korzystne dla Teresy May, jednak ostatecznie odniosła ona pyrrusowe zwycięstwo. Partia Konserwatywna straciła większość i rząd musiał się oprzeć na poparciu północnoirlandzkich unionistów. Dobry wynik uzyskała Partia Pracy pod wodzą mocno lewicowego Jeremy’ego Corbyna.
Wrześniowe wybory w Niemczech nie budziły już takich emocji jak te francuskie. Angela Merkel pewnie kroczyła po czwarte z rzędu zwycięstwo. Nowy lider SPD, Martin Schulz, potrafił zagrozić chadekom tylko na chwilę. Wszyscy zadawali sobie tylko pytanie, jak dużo głosów zbierze eurosceptyczna, antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec. Ostatecznie przekonała ona do siebie ponad 13 proc. Niemców i stała się trzecią siłą w Bundestagu. Po wyborach doszło do sporego kryzysu politycznego w Niemczech. Nie udało się chadekom zbudować koalicji z liberałami i Zielonymi. Dopuszczalnymi opcjami w tym momencie jest powrót koalicji CDU-CSU-SPD lub nowe wybory.
Następna w kolejce była Austria. Co prawda jeszcze w grudniu 2016 r., w powtórzonych wyborach z reprezentantem eurosceptycznej FPO Norbertem Hofferem wygrał wspierany przez Zielonych Alexander Van der Bellen, ale FPO wciąż zajmowała w sondażach pierwsze miejsce. Aż pojawił się kolejny po Macronie europejski talent młodego pokolenia. 31-letni minister spraw zagranicznych przejął władzę w chadeckiej OVP i poprowadził ją do zwycięstwa. Jednak w przeciwieństwie do swojego francuskiego kolegi przejął on jednak sporo haseł eurosceptycznych i antyimigranckich, a swój rząd sformował właśnie z FPO.
Ciekawe w 2017 wydawały się jeszcze wybory w Czechach. Do zwycięstwa kroczył miliarder Andrej Babis, którego prokuratura podejrzewa o nadużycia podatkowe. Jego centroprawicowa partia ANO bez problemu wygrała wrześniowe wybory. Dobre wyniki uzyskały też eurosceptyczne ODS i antyimigrancka SPD, urodzonego w Japonii Tomio Okamury. Dotychczas rządzący socjaldemokraci spadli na szóste miejsce, przegrywając nawet z komunistami. O nowym premierze Czech mówi się, że jest pragmatykiem i że może obrać w polityce wewnętrznej i zagranicznej podobny kurs jak Wiktor Orban czy Mateusz Morawiecki.
2017 rok nie był więc rokiem wielkich zmian na europejskich scenach politycznych. Widać jednak coraz bardziej nową prawidłowość. Kończy się bowiem dominacja partii chadeckich i socjaldemokratycznych. Coraz silniejsze stają się partie eurosceptyczne, które potrafią narzucać swoją agendę polityczną innym partiom. Zmianę w myśleniu Europejczyków pokazują dwa wydarzenia. Jeszcze kilkanaście lat temu wejście reprezentanta Frontu Narodowego do drugiej tury wyborów we Francji czy reprezentantów FPO do austriackiego rządu, wywoływało szok. Dzisiaj jest to już zupełnie normalne.
W 2018 r. czeka nas dużo mniej interesujących wyborów. Co nie znaczy, że nie będzie ciekawie. Do dużego przetasowania politycznego może dojść we Włoszech. Wciąż silny jest konflikt w Hiszpanii na linii Madryt-Barcelona. Niespokojnie jest też na Ukrainie. Nowy rok może więc przynieść kolejne ciekawe zmiany na politycznej mapie Europy.