Za zabójstwo żony i czworga dzieci przez podpalenie domu został skazany na dożywocie. O zwolnienie z więzienia będzie mógł ubiegać się dopiero po 35 latach.
Wyrok wydał 19 grudnia 2016 r. rybnicki wydział Sądu Okręgowego w Rybniku.
Mężczyzna był oskarżony o zabójstwo żony i czworga własnych dzieci, a także o usiłowanie zabójstwa najstarszego syna. Prokuratura twierdziła, że podpalił własny dom w Jastrzębiu-Ruptawie, żeby wyłudzić ubezpieczenie. Przed tragedią zawarł umowy ubezpieczenia na życie swoich najbliższych.
- Oskarżony poczekał, aż wszyscy zasną, i dopiero wtedy dokonał podpalenia - uznał sąd.
Dariusz P. wysłuchuje uzasadnienia wyroku w sądzie w Rybniku Przemysław Kucharczak /Foto Gość Śmierć w pożarze 40-letniej pani Joanny z czworgiem dzieci – 17-letnią Justyną, 13-letnią Małgosią, 10-letnim Marcinem i 4-letnią Agnieszką – wstrząsnęła w maju 2013 roku całą Polską. Z przebywających wtedy w domu ocalał tylko 16-letni syn, któremu udało się wezwać straż pożarną. Dariusz P. był poza domem - twierdził, że tej nocy pracował w odległym warsztacie.
Rodzina była zaangażowana w życie Kościoła, działała w oazie rodzin. Do podpalenia domu i zabójstwa rodziny Dariusz P. nie przyznał się.
W czasie uzasadniania wyroku sąd w Rybniku przypomniał, że pożar rozwinął się od ogniska w szafie. Biegły wykluczył zwarcie instalacji elektrycznej, ponieważ tej w okolicy szafy w ogóle nie było.
Sąd stwierdził, że Dariusz P. podłożył też ogień w trzech miejscach, w których ogień - wbrew jego intencjom - nie rozwinął się. Według sądu, w jednym z nich Dariusz P. upozorował przegryzienie kabla do Playstation przez mysz. Ogień jednak tam nie rozwinął się - więc nie zatarł też śladów podpalenia. Biegły znalazł w tym miejscu podrzuconą martwą mysz. Badania wykazały jednak, że nie poraził jej prąd, lecz zabił uraz mechaniczny. Okazało się też, że kabel nie został przegryziony, lecz zwyczajnie przecięty ostrym narzędziem.