Za zabójstwo żony i czworga dzieci przez podpalenie domu został skazany na dożywocie. O zwolnienie z więzienia będzie mógł ubiegać się dopiero po 35 latach.
Sąd zwrócił też uwagę, uzasadniając wyrok, na precyzyjnie ułożone na podłodze poduszki, które miały przenieść ogień dalej.
Sąd wyliczał kolejne kłamstwa oskarżonego. W czasie pożaru nie było go w warsztacie w Pawłowicach Śląskich, gdzie, jak zeznawał, wtedy pracował. Kiedy o godzinie 1.49 zadzwonił do niego syn, który obudził się w trakcie pożaru i zdołał wezwać straż pożarną, telefon oskarżonego zalogował się na terenie pomiędzy ulicami Rybnicką i Pszczyńską. Nie da się dokładnie zlokalizować jego położenia, jednak można wykluczyć jego obecność w tej chwili w Pawłowicach.
Według sądu tuż po tragedii Dariusz P. próbował odwrócić od siebie podejrzenia, od razu kierując je na własnego syna. Biegli jednak zupełnie jego sugestie wykluczyli. Później oskarżony preparował SMS-y, które sam do siebie wysyłał jako rzekomy podpalacz - również chcąc skierować śledztwo na inne tory.
Sąd inaczej niż prokuratura ocenił motywy zbrodni. Miało chodzić o coś więcej, niż tylko zdobycie pieniędzy z ubezpieczenia. - Zdaniem sądu motywem działania oskarżonego była chęć uzyskania swoistej wolności - wolności od rodziny, którą stworzył. Pieniądze byłyby jedynie środkiem do realizacji tej wolności - stwierdził sąd. Uzasadnił, że to dlatego już kilka miesięcy po śmierci żony i czworga dzieci Dariusz P. zaczął spotykać się z kobietami i proponować im wspólne życie.
W kontekście tej „wolności od rodziny” sąd zwrócił też uwagę, że oskarżony zadbał o ocalenie swoich dokumentów, w tym paszportu. - Tłumaczenia oskarżonego, że żona spakowała jego dokumenty, żeby zrobił w nich porządek, są niewiarygodne - ocenił.
Sąd przytaczał opinię biegłych, którzy rozpoznali u oskarżonego osobowość psychopatyczną. Zwrócił uwagę m.in. na jego egocentryzm i płytkość uczuć, sztuczny, wymuszony płacz, powierzchowny urok oraz na kontrolowanie swoich reakcji.
Według sądu Dariusz P. miał symulować schizofrenię, żeby uniknąć kary. W dokumentacji z obserwacji psychiatrycznej znajduje się m.in. list Dariusza P., w której opisuje on swoje odczucia i objawy. Według biegłych lekarzy jest to jednak tylko symulacja osoby, która stara się przekonać innych o chorobie, której nigdy nie miała, i o której ma wiedzę powierzchowną. Śledczy znaleźli też u niego naukową książkę "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne", na której - ich zdaniem - oparł opis rzekomo trapiących go dolegliwości.
Bliscy żony Dariusza P., niektórzy ze łzami w oczach, wysłuchali uzasadnienia wyroku. - Takiej zbrodni po II wojnie światowej nie było - powiedział dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku Bartosz Sabota, pełnomocnik pokrzywdzonej rodziny.
Dariusz P. nie przyznał się do winy. Jego obrońca zapowiedział apelację. - Łańcuch poszlak nie jest taki pewny - przekonuje.