"Pójdziemy do domów, pomożemy je wyczyścić, wymyć, uporządkować. Zaniesiemy tam ubrania i coś do zjedzenia. Pamiętajmy jednak, że jeżeli zaniesiemy tym biednym tylko mleko i ubrania, a nie zaniesiemy im Jezusa - staną się jeszcze biedniejsi niż przedtem".
"Pójdziemy do domów, pomożemy je wyczyścić, wymyć, uporządkować. Zaniesiemy tam ubrania i coś do zjedzenia. Pamiętajmy jednak, że jeżeli zaniesiemy tym biednym tylko mleko i ubrania, a nie zaniesiemy im Jezusa - staną się jeszcze biedniejsi niż przedtem". Tak do swoich współsióstr zwróciła się Maria Romero Meneses, gdy w roku 1939 zakładała "małą misję" w San Jose, stolicy Kostaryki. I doprawdy przenikliwość słów tej salezjanki była nadprzyrodzona. Bo z urodzenia to ona doskonale wiedziała, jaką siłę mają pieniądze. Była w końcu córką ministra finansów ościennej Nikaragui. Żyjąc zaś w Ameryce Środkowej w połowie XX wieku, miała także świadomość pilnej potrzeby wielkich zmian społecznych w tym regionie. Jednak Maria nie stała się ani rewolucjonistką, ani człowiekiem władzy. Zamiast tego wybrała inną drogę, dużo bardziej radykalną, która w miłości Chrystusa widzi ukojenie wszystkich życiowych bolączek i potrzeb. Nie jest to jednak miłość abstrakcyjna. To miłość zapraszająca do współpracy, wysiłku, poświęcenia. Takiego którego efektem stało się wstąpienie do Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki, powołanie 36 oratoriów na terenie całej Kostaryki, założenie "małej misji" dla 100 najuboższych rodzin, zapewniającej każdej z nich własny dom i wreszcie beatyfikacja siostry Marii Romero Meneses w roku 2002.