To niezwykłe, że cmentarze na których w Rzymie i okolicy chowano pierwszych męczenników chrześcijańskich, pokrył tak gruby kurz zapomnienia, że dopiero w połowie XIX wieku odkryto je na nowo.
To niezwykłe, że cmentarze na których w Rzymie i okolicy chowano pierwszych męczenników chrześcijańskich, pokrył tak gruby kurz zapomnienia, że dopiero w połowie XIX wieku odkryto je na nowo. A gdy odkryto, to rozpoczął się żmudny proces odsiewania prawdy historycznej od naszych pobożnych życzeń, albo wręcz zmyśleń na temat niektórych z nich. I tak oto za przyczyną prac archeologicznych Giovanniego Battisty de Rossiego w 1874 roku dzisiejsi patroni – męczennicy Achilles i Nereusz – objawili nam się po 1500 latach na nowo. Ale nie jako uczniowie św. Piotra, dworzanie potężnej rzymskiej matrony Flawii Domitilii, którzy razem z nią zostali zesłani na wyspę Pantalarię, gdzie po budzącym grozę męczeństwie wspólnie zginęli. W świetle badań archeologicznych w miejscu ich pierwotnego pochówku przy drodze Ardeatyńskiej Achilles i Nereusz na powrót stali się rzymskimi żołnierzami, którzy przyjąwszy chrzest zostali umęczeni. Sądząc z odnalezionej w tym miejscu najstarszej znanej nam płaskorzeźby przedstawiającej akt męczeństwa, zostali ścięci mieczem. Czy to ujmuje im czci, której zażywali od początku IV wieku, od czasu prześladowań za Dioklecjana? W żadnym razie, bo rozum i wiara nie stoją ze sobą w sprzeczności. Wspierają się raczej, tak jak św. Achilles i Nereusz, zwykli rzymscy legioniści w godzinie próby wiary.