Gdybyśmy mogli zrobić „zdjęcie” Boga od zewnątrz, zobaczylibyśmy absolutnie jeden i prosty byt. Gdyby jednak było nam dane „ujrzeć” Boga od wewnątrz, zobaczylibyśmy osobową troistość. W myśli chrześcijańskiej istnieją dwa sposoby przybliżenia – dostępnej nam tylko poprzez wiarę – wewnętrznej tajemnicy trójjedynego Boga.
Pierwszy sposób wychodzi od odrębności Osób Boskich i zmierza do wykazania, że stanowią One jedno. Drugi sposób wychodzi od jedyności Boga i stara się pokazać, że zachodzą w Nim osobowe zróżnicowania. Zwolenników pierwszego sposobu – ze względu na to, że jego twórcami byli niektórzy greccy (wschodni) ojcowie Kościoła – nazywa się trynitarystami greckimi; posługują się oni najczęściej analogiami społecznymi. Zwolenników drugiego sposobu – częściej obecnego w teologii łacińskiej (zachodniej) – nazywa się trynitarystami łacińskimi; bliższe są im analogie wzięte z życia psychicznego.
Według pierwszego przybliżenia Bóg jest doskonałą wspólnotą Osób. Dzieje się tak dlatego, że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8), a miłość polega na wzajemnych relacjach między osobami. Jak jednak pogodzić wielość osób w Bogu z tym, że jest On jednym i niezłożonym bytem? Otóż Osoby Boskie tak mocno się kochają, tak bardzo podobne są do siebie, tak ściśle współdziałają, że stanowią bytową jedność. Weźmy pod uwagę porównania do rodziny: małżonkowie (i ich dzieci) mogą, pomimo różnic, zbliżać się swą miłością i działaniem do jedności; z kolei bliźniacy, choć są odrębnymi osobami, mogą pod względem wyglądu i zachowania być niemal nieodróżnialni. Jeśli zaś chodzi o Osoby Boskie, to ich bytowa nieodróżnialność – pomimo odrębności – jest doskonała i oznacza identyczność.
Drugie przybliżenie korzysta z, pochodzącej od św. Augustyna, analogii życia psychicznego. Wyobraźmy sobie umysł człowieka, który w sposób poznawczy i wolitywny zwraca się do samego siebie. Wtedy możemy w nim odróżnić trzy duchowe czynniki: umysł reflektujący, umysł poznawany oraz umysł chciany (kochany). Łacińscy trynitaryści twierdzą, że w jedynym Bogu także toczy się bogate życie wewnętrzne. Przy czym jego odwieczna intensywność jest tak wielka, że owe trzy duchowe czynniki stanowią odrębne Osoby: Ojca, Syna oraz Ducha Świętego. Syn odwiecznie pochodzi od Ojca przez poznawcze rodzenie (dlatego Syna nazywamy Słowem lub Obrazem), a Duch odwiecznie pochodzi od Ojca i Syna przez wolitywne (kochające) tchnienie (dlatego Ducha nazywamy Miłością lub Darem).
Łacińska koncepcja Trójcy Przenajświętszej uzyskała swe dojrzałe i subtelne opracowanie w spekulatywnej teologii św. Tomasza z Akwinu. Dla współczesnego czytelnika jego pism pewną trudność stanowi to, że Tomasz traktował Osoby Boskie nie jako duchowe substancje, lecz jako relacje. W ten sposób jednak św. Tomasz genialnie zwrócił uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, Osoby Boskie – choć realnie odrębne – stanowią jedną substancję, czyli jeden byt. Po drugie, doskonałość Osoby Boskiej polega na tym, że wyczerpuje się Ona w swym odniesieniu do drugiej Osoby. Gdy kocha człowiek, to nigdy nie kocha całym sobą; można w nim bowiem z łatwością odróżnić jego samego i jego kochające odniesienie do kogoś innego. Gdy jednak kocha Osoba Boska, to kocha cała sobą – nie ma w Niej nic poza miłością do drugiej Osoby. Jestem ojcem, ale moja miłość do moich dzieci jest ograniczona, gdyż oprócz bycia ojcem param się także innymi zajęciami – jestem filozofem, wykładowcą, publicystą, leśnym turystą itd. Boski Ojciec natomiast kocha swego Syna tak bardzo, że cały sobą jest ojcostwem czy ojcowskim odniesieniem. Podobnie można powiedzieć o innych Osobach Trójcy. W tym sensie są one relacjami.
Czy spekulatywne (wymagające pojęć filozoficznych) rozważania o Trójcy Przenajświętszej są chrześcijaninowi do czegoś potrzebne? Tak. Rozważania takie uczą nas co najmniej trzech rzeczy.
Po pierwsze, zastanawiając się nad Trójcą, uwrażliwiamy się na tajemnicę Boga, a zarazem ukazujemy racjonalność naszej wiary. Kto nie dostrzega tajemnicy Boga – czyli tego, że nie możemy Go przeniknąć naszym rozumem – szybko wpada w intelektualną pychę. Kto zaś rezygnuje z intelektualnych prób pokornego i ostrożnego przybliżania Bożej tajemnicy, naraża swą wiarę na powierzchowność.
Po drugie, rozważania nad Trójcą przypominają nam, że Bóg jest miłością nie przede wszystkim i nie tylko dlatego, że nas kocha. Życie miłości wewnątrz Trójcy Przenajświętszej toczyło się i będzie się toczyć zawsze. Owo życie miłości trwało zanim został stworzony świat i zanim się urodziliśmy. Dopiero w tym kontekście możemy lepiej sobie uświadomić, jak wielka musi być Łaska Boża, dzięki której uzyskaliśmy dostęp do wewnętrznego życia Boga.
Po trzecie, refleksja trynitarna jest praktyczną szkołą miłości. Grecka koncepcja Trójcy poucza nas, że Bóg jest wspólnotą kochających się Osób. Z kolei koncepcja łacińska definiuje każdą z tych Osób przez miłosne odniesienie. Dla Osoby Boskiej być sobą i być dla znaczy to samo. Bóg w tajemnicy Trójcy jest więc dla nas wzorem życia wspólnotowego oraz życia bardziej dla innych niż dla siebie.
Witraż Trójcy Świętej w bazylice w Maastricht Henryk Przondziono / Foto Gośc