Francuzi protestują i domagają się powrotu Mszy z udziałem wiernych.
Rząd Francji zdecydował w poniedziałek, że miejsca kultu w kraju pozostaną zamknięte przynajmniej do grudnia z powodu pandemii koronawirusa. Francuscy biskupi sprzeciwiają się administracyjnemu zakazowi odprawiania Mszy z udziałem wiernych, który obowiązuje w kraju od 3 listopada. W poniedziałek 16 listopada biskupi próbowali przekonać premiera i szefa MSW do złagodzenia restrykcji. Rozmowy jednak zakończyły się decyzją rządu o utrzymaniu obostrzeń.
Dzień wcześniej, w niedzielę 15 listopada, w ponad dwudziestu francuskich miastach Francuzi modlili się przed kościołami. W ten sposób protestowali domagając się powrotu Mszy z udziałem wiernych. Była to już druga z rzędu niedziela, podczas której na placach przed kościołami organizowano modlitwy. Uczestniczyły w nich głównie całe rodziny i ludzie młodzi. Zachowując dystans i z maseczkami na twarzy odmawiali wspólnie różaniec i śpiewali pieśni religijne. Wiele osób trzymało w rękach świece i kartki z napisem "oddajcie nam Mszę". Pod petycją o "powrót Mszy" w ciągu kilku dni zebrano w całej Francji ponad 100 tys. podpisów.
Przeczytaj też:
23-letni student prawa Jean-Benoît Harel, który jest autorem petycji domagającej się oddania wierzącym Mszy, podkreśla, że "celebracja wspólnotowa i Eucharystia to życiodajne potrzeby wiernych, to pokarm niesłusznie zdyskredytowany przez władze publiczne i de facto sklasyfikowany jako nieistotny". Harel zauważa, że nikt z manifestujących nie będzie łamał prawa, ale te modlitewne protesty mają pokazać rządzącym, że dla katolików Eucharystia jest prawdziwym źródłem życia, stąd bronią sakramentalnego wymiaru swej wiary.
Minister spraw wewnętrznych Francji Gerald Darmanin przestrzegł katolików, że jeśli będą nadal gromadzić się przed kościołami, zostaną wobec nich wyciągnięte wynikające z prawa konsekwencje. Powiedział, że "wolność religijna jest bardzo ważna" i dlatego miejsca kultu nie powinny zostać zamknięte, "ale ludzkie życie jest ważniejsze niż wszystko inne". Za wznowieniem publicznego kultu opowiedział się oficjalnie przewodniczący senatu Gérard Larcher, a także Marine Le Pen przewodnicząca prawicowej partii Front National. 46 parlamentarzystów opozycji stwierdziło w specjalnym przesłaniu, że "wolność sprawowanie kultu jest dla wielu naszych rodaków ważnym wsparciem w obecnej chwili napięcia i niepokoju". Przypomniano, że laicka Francja zawsze chroniła wolności wyznania, która jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko wolnością zgromadzeń czy zwykłą swobodą demonstracji.
"Rząd dobrze by zrobił, poważnie traktując zwierzchników religijnych, zamiast drażnić ich albo lekceważyć" - zauważa bp Xavier Malle, ordynariusz diecezji Gap. Dodaje, że wierzący nie są problemem, lecz stanowią "klucz" do obecnego kryzysu.