Aktywiści LGBT naciskają, by na wrocławskim ratuszu i na pomniku Bolesława Chrobrego zawisły tęczowe flagi. Słowa wiceprezydenta Wrocławia podczas manifestacji odkryły bardzo wiele.
Wczoraj we Wrocławiu odbyła się manifestacja solidarności z Margot - osobą zatrzymaną w Warszawie. Sprawy chyba nie muszę opisywać, bo była głośna jak mało co w ostatnich miesiącach. Na zgromadzeniu pojawił się i przemawiał Sebastian Lorenc. Jego obecność wykorzystali manifestanci, wypytując, czy miasto przychyli się do petycji aktywistów LGBT i wywiesi na wrocławskim ratuszu tęczowe flagi.
- Ze strony Wrocławia nie było, nie ma i nie będzie żadnej tolerancji na łamanie prawa, obrażanie w przestrzeni publicznej - przemawiał wiceprezydent Lorenc.
Oczywiście zapewnił, że chce, aby Wrocław był miastem otwartym, solidarnym, sympatycznym, przyjaznym, w którym wszyscy czują się równi.
Skoro tak, to chciałbym napisać, że jeśli pomysł z flagami w miejscach publicznych dojdzie do skutku, to niestety nie czuję się równy w tym mieście z aktywistami LGBT i wyznawcami, mówiąc w skrócie, "tęczowych idei". Dojdzie do równości jednostronnej, wymuszonej szantażem i jakimś wyolbrzymionym buntem w sprawie, która nie miała nawet miejsca w tym mieście.
Mam nadzieję i liczę na zdrowy rozsądek władz Wrocławia, które nie ugną się pod presją aktywistów LGBT, jeśli chodzi o wywieszanie flag, szczególnie na pomniku Bolesława Chrobrego. Jakim prawem? Ja jako (także) mieszkaniec sobie tego nie życzę i to nie oznacza wcale, że muszę być za złym traktowaniem gejów, lesbijek i innych osób nieheteronormatywnych.
I teraz, jakie słowa pana Lorenca mnie zbudowały? Te, które tak wyraźnie odsłoniły prawdziwe intencje zebranych na proteście.
- Pamiętajcie o jednej rzeczy: prawo jest prawem. Jeżeli ktokolwiek łamie prawo, nawet jeśli jest to nasza władza, nie oznacza, że my to prawo mamy łamać - oświadczył z pełnym zdecydowaniem S. Lorenc. To ewidentnie nie spodobało się protestującym, bo nagle rozległo się ogromne buczenie, a potem okrzyki.
Po chwili jednak do organizatorki podbiegł mężczyzna, który szepnął jej coś na ucho, a ta natychmiast zaintonowała: "Wrocław wolny od przemocy!".
Obserwuję to wszystko i kłóci mi się to. Naciski tęczowych środowisk powoli przekraczają granicę akceptacji. Owszem, rozmawiajmy, dyskutujmy o tratowaniu się nawzajem, o prawach, obowiązkach, przywilejach. Ale nie ma mojej zgody na (najpierw symbolicznie, a potem pewnie realne) narzucanie światopoglądu.
- Bo myśmy tych tęczowych flag na ratuszu tak bardzo chcieli - stwierdziła organizatorka przez mikrofon w stronę wiceprezydenta.
A jakby środowiska LGBT potraktowały moją ewentualną prośbę o wywieszenie np. wizerunków Jezusa na krzyżu na ratuszu? Mogę się tylko domyślać, jakie byłyby reakcje.
Tutaj pojawia właśnie okazja, by pokazać, że zarządzający Wrocławiem są dla wszystkich, a nie dla wybranych. To miasto (i kraj) powinno być realnie równe i tolerancyjne dla wszystkich, a nie równiejsze dla tych, którzy ciągle o równości i tolerancji krzyczą, chcąc narzucić swoją narrację wszystkim.
Tęczowa flaga budzi mój sprzeciw, ponieważ nie popieram takiego światopoglądu i mam prawo robić to w kulturalny, cywilizowany sposób. Nikt nie powinien mi tego narzucać. Od razu zaznaczam, że staram się zrozumieć oburzenie z powodu różnych słów czy sytuacji, które dotyczą środowisk LGBT, ale nie popadajmy w jakąś przesadę.
Gdzie byli ci wołający o równość, tolerancję, solidarność, respektowanie prawa, gdy przed rokiem w centrum Wrocławia katolicki ksiądz został dźgnięty nożem właśnie z powodu swojej wiary i powołania, które wypełnia?
Może kuria czy - ogólnie rzecz biorąc - Kościół powinien wtedy naciskać na flagi na ratuszu albo na pomniku Bolesława Chrobrego? Przecież to nie było nic innego, jak akt prześladowczy z powodu wyzwanej religii - konkretnego światopoglądu.
Drodzy działacze różnych tęczowych ruchów i zwolennicy LGBT, nie jesteście sami w tym mieście czy kraju. I o ile możecie czuć frustrację z powodu konkretnych przypadków nienawiści wobec was, o ile powinniście się temu sprzeciwiać, o tyle przez takie nieadekwatne i niewspółmierne do wydarzeń pomysły pokazujecie, że nie walczycie o wszechobecną równość, ale o swój czysty interes światopoglądowy.
Wyraził to dobrze Cyprian Kamil Norwid: "Umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno".