- Nie możemy się nigdy przyzwyczaić do miłosierdzia - mówił w Krakowie abp Rino Fisichella z Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji.
Poświęcona miłosierdziu sesja w Collegium Novum UJ była głównym wydarzeniem naukowym tegorocznych Dni Jana Pawła II, trwających od 7 do 9 listopada.
Bp Grzegorz Ryś przypomniał w jej trakcie obowiązującą w V-VI wieku zasadę, by np. stypendia otrzymywane przez biskupów dzielić na 4 części, przeznaczane dla biskupa i jego rodziny, na duchowieństwo, ubogich oraz utrzymanie i odbudowę kościołów.
Dziesięć wieków później do sprawy kościelnych pieniędzy podchodzono zupełnie inaczej, zakładając, że najważniejszym przeznaczeniem ofiar wiernych jest "ozdoba, chwała i wsparcie kościelnej władzy, papieża w szczególności". - To nie utrata proporcji, to utrata sensu. Instytucja przesłoniła sobą Boga i ubogich - mówił bp Ryś.
Dodał jednak, że współczesny Kościół powraca do zagubionej tradycji. Dzisiejszy Kodeks prawa kanonicznego mówi bowiem, że dobra doczesne ma on wykorzystywać "dla osiągnięcia właściwych sobie celów". Tymi celami są: organizowanie kultu Bożego, zapewnienie godziwego utrzymania duchowieństwa oraz innych pracowników kościelnych, prowadzenie dzieł apostolatu i miłości, zwłaszcza wobec biednych.
- Cele własne kościelnej własności znów są cztery. Pytanie, czy przeznaczone dla nich materialne środki odpowiadają znaczeniu i randze każdego z nich. Czy poświadczona przynajmniej siedmiowiekową tradycją miara kościelnych dochodów, przeznaczonych na cele ściśle charytatywne - jedna czwarta - musi być traktowana jako relikt? Szukając odpowiedzi, spotkamy się w którymś momencie z marzeniem papieża Franciszka: "Pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich" - przekonywał bp Ryś.
Wśród gości środowej konferencji był także abp Fisichella, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji. Zwrócił on uwagę na dwa wymiary miłosierdzia - jego silną obecność w liturgii oraz "miłosierdzie jako świadectwo".
- Podczas liturgii wierny oddaje się kontemplacji miłosierdzia Bożego - mówił abp Fisichella. - Liturgia nie odwraca od życia miłosierdziem, wręcz przeciwnie - umożliwia mu urzeczywistnianie się - tłumaczył.
Wyjaśniał, że miłosierdzie działa jako "niepokój serca" i wymaga nie tylko "próby zinterpretowania siedmiu uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała, które już znamy, ale zdolności do odkrycia oraz wymyślenia nowych dzieł".
- Nie możemy się nigdy przyzwyczaić do miłosierdzia. Tak, jak miłosierdzie nie pozwala się zdefiniować, tak też nie pozwala się ograniczyć do szpitala, do szkoły, do jadłodajni, do noclegowni. Miłosierdzie jest przede wszystkim niespokojnym sercem, które szuka nieustannie oblicza Chrystusa w obliczu brata - mówił arcybiskup.