Kiedy żandarmi przybyli do jego wioski z oficjalnym wezwaniem do stawienia się w głównym mieście prefektury, już coś przeczuwał.
Pożegnał żonę i pięcioro dzieci, uspokoił lokalną wspólnotę, której przewodził po wydaleniu kapłana, wsiadł na rower i udał się w asyście mundurowych w podróż. Ostatnią, jak się okazało. Dzień później bowiem, 16 grudnia 1940 roku, zginął zastrzelony z rąk policjanta, który pochodził z jego własnej wioski. Sąsiada, dla którego chrześcijaństwo, oficjalnie obecne w Tajlandii od końca XIX wieku, wciąż było nie do zaakceptowania. A Philip Siphong Onphitak, który do wioski Song Khon trafił ledwie 14 lat wcześniej jako nauczyciel i katecheta, był tego obcego porządku przedstawicielem. Gdy więc II wojna światowa zburzyła dotychczasowy porządek społeczny i uwolniła demony nienawiści, o eskalację przemocy nie było trudno. Po dzisiejszym patronie zamordowano jeszcze dwie zakonnice, kucharkę z pobliskiego klasztoru i 3 młodziutkie uczennice. Tło tych wydarzeń było jawnie antychrześcijańskie, ale brak ciała Philipa utrudniał starania o beatyfikację. Ostatecznie, po 19 latach od zbrodni, znaleziono jego grób, a 30 lat później, w 1989 roku cała siódemka została ogłoszona męczennikami za wiarę. Pierwszym zaś katolikiem narodowości tajskiej, który przelał krew, aby dać świadectwo swojej wierze w Chrystusa, jest właśnie Philip Siphong Onphitak. Mąż, ojciec, katecheta, lider wspólnoty wierzących we wiosce Song Khon.