Ileż rzeczy dopisali mu potomni. Że pisał teologiczne dzieła. Że ewangelizował Galię
Ileż rzeczy dopisali mu potomni. Że pisał teologiczne dzieła. Że ewangelizował Galię. Że w Paryżu, a właściwie jeszcze wtedy w Lutecji, zginął męczeńsko ścięty mieczem. Tyle wielkich czynów, spektakularnych znaków. Zupełnie jakby to, co w związku z Dionizym Areopagitą wiemy na pewno, to było zbyt mało. A wiemy na pewno to, co przekazały nam Dzieje Apostolskie i najstarsza tradycja. Oto z całą pewnością Dionizy przyłączył się do uczniów św. Pawła z Tarsu po jego mowie wygłoszonej na Areopagu, czemu zawdzięczał prawdopodobnie swój przydomek. Tej samej mowie, w której Ateńczycy słuchali Apostoła życzliwie, gdy mówił im, że na ołtarzu poświęconemu "Nieznanemu Bogu" już czczą Tego, którego on im głosi. Gdy jednak św. Paweł doszedł do istoty Dobrej Nowiny, do Boga, który z miłości do swego stworzenia stał się człowiekiem, umarł na krzyżu za nasze grzechy i zmartwychwstał, wtedy mieszkańcy Aten odwrócili się na pięcie i odeszli. Bo myśl, że świat osądził i zbawił Bóg-Człowiek wydała im się z gruntu szalona. Nie wszyscy jednak opuścili tego dnia Areopag, drwiąc ze słów św. Pawła. Tym, który uwierzył w Dobrą Nowinę o miłości większej niż zdolny jest pojąć to rozum, był właśnie Dionizy Areopagita i kobieta o imieniu Damaris. Działo się to około roku 53, a Dionizy został pierwszym biskupem Aten. Tyle wiemy o dzisiejszym patronie na pewno i tyle wystarczy, by jak on słuchać sercem, a nie tylko rozumem.