Od 11 listopada będzie można zobaczyć film "Prorok" - debiut fabularny Michała Kondrata. - Ujęła mnie działalność polityczna bł. Stefana Wyszyńskiego - mówił podczas przedpremierowego pokazu w kinie Atlantic reżyser.
Sensacyjny dramat historyczny "Prorok” opowiada historię prymasa, przywódcy duchowego i wizjonera, który pertraktuje z władzami komunistycznymi, by wynegocjować więcej praw dla Kościoła i uciemiężonego narodu. Pozorne porozumienie zmienia się w cichą wojnę, walkę o wolność religijną i godność człowieka. Film ukazuje wątki z życia kard. Wyszyńskiego na tle ważnych dla Polski wydarzeń historycznych. Widzowie zobaczą nieugiętego przywódcę, który nie boi się rozmawiać z dążącymi do zniszczenia Kościoła komunistami, a jednocześnie człowieka wiary, który widzi dalej niż jego przeciwnicy. Tytuł filmu nawiązuje do akcji władz PRL wymierzonej przeciw prymasowi właśnie o kryptonimie "Prorok".
Skąd pomysł, by opowiedzieć historię błogosławionego prymasa przez pryzmat jego politycznej roli? Jak wyjaśnił po przedpremierowym pokazie reżyser, zdecydował się pokazać wybrane 14 lat (od roku 1956 do 1970) z życia i działalności Prymasa Tysiąclecia, by zwrócić uwagę właśnie na jego działalność polityczną. - To bardzo ciekawy fragment historii Polski, który nie został nigdy zekranizowany. Chciałem zrobić niereligijny film o Wyszyńskim jako polityku, bo taką pełnił rolę, który staje się faktycznym przywódcą narodu - powiedział podczas konferencji prasowej Michał Kondrat.
Jak podkreślił reżyser, dużą wartością filmu jest jego warstwa historyczna: wszystkie gabinetowe dialogi filmowe prymasa z Gomułką i Cyrankiewiczem jeden do jednego oparte są na oryginalnych stenogramach sporządzonych dzięki podsłuchom przez SB. - Zależało mi także, by odtworzyć tło historyczne maksymalnie wiarygodnie i z dbałością o szczegóły z epoki, takie jak szklanki, garnitury czy zapalniczki. Odtworzyliśmy także ekstrawagancki gabinet Cyrankiewicza w drewnie w jodełkę i wypożyczyliśmy bardzo nowoczesne jak na tamte czasy meble. Niektóre sceny nagrywane były w historycznych lokalizacjach, jak Dom Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej czy Gdynia, gdzie nagrywaliśmy scenę pacyfikacji stoczniowców - dodał. Reżyserowi zależało także, by kino fabularne było widowiskowe. - Stąd w filmie elementy kaskaderskie i efekty specjalne - wyjaśnił.
Zaskoczeniem dla widza może być także nowoczesna muzyka, której autorem jest Bartosz Chajdecki, zestawiona z historycznymi scenami. - Miałem taką wewnętrzną potrzebę, by film na ważny temat nabrał także lekkości i dynamizmu - mówił Michał Kondrat. - Niektórzy mogą się nieco zgorszyć, na przykład słysząc muzykę z bitami podczas sceny konspiracyjnych święceń kleryka z Czechosłowacji - dodał.
W roli prymasa Wyszyńskiego wystąpił Sławomir Grzymkowski, którego na jednej z teatralnych scen wypatrzyła scenarzystka. - Napisała do mnie wiadomość: "Mamy prymasa!". Bardzo sceptycznie do tego podszedłem. Zaprosiliśmy Sławka na spotkanie, byłem zaskoczony, bo przygotowaliśmy się na bardzo długi proces i wiele godzin próbnych zdjęć, tymczasem już po pierwszym castingu wiedziałem, że faktycznie: "Mamy prymasa!” i to był strzał w dziesiątkę. Myślę, że udało nam się stworzyć wiarygodną postać - mówił reżyser.
Podczas spotkania z dziennikarzami w Kinie Atlantic aktor przyznał, że największą trudność sprawiło mu połączenie w jednej roli: postaci historycznej, przywódcy Kościoła, człowieka obdarzonego wielkim szacunkiem i autorytetem, a jednocześnie skromnego, ciepłego i życzliwego. - Dowiedziałem się, czytając relacje jego oponentów, że prymas mimo swojej wrażliwości był twardym negocjatorem, jeśli chodziło o sprawy Kościoła. Potrafił nawet uderzyć pięścią w stół. W tej opowieści jesteśmy dużo bardziej delikatni. Rola prymasa wymagała ode mnie pohamowania mojej ekspresji aktorskiej i gry bardzo minimalnymi środkami: spojrzeniem, uśmiechem, gestem - mówił, dodając, że zagranie roli prymasa było dużym aktorskim wyzwaniem. - Taka postać jak kard. Wyszyński nie jest dla filmu atrakcyjna. Nie ma w nim pęknięć, złamań, upadków, podnoszenia się, procesów psychologicznych - dodał.
Jak mówił, praca nad rolą, "to było wiele godzin spędzonych na czytaniu i rozumieniu, uchwyceniu czegoś, co byłoby dla tej postaci uniwersalne". - Chciałem pokazać, że to był człowiek, a nie mitologiczna postać - mówił filmowy prymas.
Aktor wyznał także, że podczas pracy nad rolą polubił, a nawet pokochał prymasa. - Te rzeczy, które dokonał dla Polski i Kościoła, były znakomite. To, co mnie w nim zafascynowało, to jego siła wewnętrzna. Nie wszyscy w Kościele byli zwolennikami rozmów z komunistami, jednak po czasie okazało się, że to wizja kard. Wyszyńskiego się sprawdziła. Podjęcie dialogu z przeciwnikami było podstawą do zbudowania pozycji Kościoła na wiele lat. Dało także impuls do geopolitycznych zmian w całej Europie. Potrafił swoje plany przeprowadzić do końca, mimo iż czasami wiązało się to z pewnego rodzaju samotnością. I to się czuło - mówił aktor.
W rolę Gomułki wcielił się Adam Ferency, a Cyrankiewicza - Marcin Troński. W filmie zostały odtworzone także postacie z najbliższego otoczenia prymasa, m.in. abp Antoni Baraniak czy Maria Okońska, założycielka "Ósemek”, oraz szereg postaci fikcyjnych. - Dzięki nim możemy poznać prawdziwą twarz prymasa. W filmie widzimy na przykład scenę, kiedy prymas po przyjeździe z Rzymu idzie do chorej kobiety. Faktem jest, że kard. Wyszyński raz w tygodniu miał dyżury przy ul. Miodowej, na które ludzie przychodzili z bardzo różnymi sprawami, cechowała go otwartość na każdego, także przypadkowo spotkanego człowieka - mówił Michał Kondrat.
Produkcja: Fundacja Filmowa im. św. Maksymiliana Kolbe. Koprodukcja: Telewizja Polska SA, Centrum Technologii Audiowizualnych. Współfinansowanie: Polski Instytut Sztuki Filmowej.