Rosjanie wznowili ostrzeliwanie dzielnic mieszkalnych Charkowa, podobnie jak było to w pierwszych tygodniach wojny. Mer tego drugiego co do wielkości ukraińskiego miasta przyznał, że agresorzy używają coraz mocniejszych bomb do ostrzeliwania cywilów. Dopuszczają się też zbrodni wojennych, stosując broń kasetową, zakazaną prawem międzynarodowym.
Pracujący w Charkowie ks. Mikołaj Bieliczew podkreśla, że ludzie są już bardzo zmęczeni ostrzałami i psychicznie nie wytrzymują siedzenia w schronach.
„Pracujemy, modlimy się i spacerujemy pod bombami. Trzeba jakoś żyć” – wyjaśnia marianin.
Czytaj: AI zgromadziła dowody użycia przez wojska rosyjskie broni kasetowej w Charkowie
Ostrzał trochę działa nam na nerwy…
„Na ten temat jest taki współczesny charkowski humor. Mówimy, że nie ma sensu iść spać przed północą, dlatego że po 23 i tak nas obudzą… Wczoraj akurat o tej godzinie poszedłem się napić kawy zbożowej i się zaczęło, chata trochę się trzęsła. Już się do tego przyzwyczailiśmy. Posiedzieliśmy na korytarzu, pomodliliśmy się i żyjemy dalej. Rzeczywiście, przez ostatni tydzień tych ostrzałów jest więcej, ale my rozumiemy, że nic się z tym nie da zrobić. Ponieważ Rosjanom nie udaje się zwyciężyć w wojnie, to coraz częściej atakują dzielnice mieszkalne – mówi ks. Mikołaj Bieliczew. – Jesteśmy już zmęczeni wojną, przyzwyczailiśmy się do tego chorego stanu rzeczy. To źle, bo ludzie przecież giną, ale już naprawdę nie mamy sił, żeby siedzieć w schronach, trzeba jakoś żyć. Dość dużo ludzi powróciło do miasta, to widać na ulicach, choć do zakończenia wojny jest jeszcze daleko. Coraz bardziej uświadamiamy sobie, że kolejna zima będzie bardzo, bardzo ciężka. Codziennie dzieją się małe cuda. Wiele jest solidarności i pomocy wśród ludzi i to podnosi na duchu, ale psychiczne zmęczenie jest ogromne. Widzę to po sobie, żeby normalnie spać muszę brać środki nasenne, bo jednak te wybuchy trochę działają na nerwy.“