Z dzieciństwa i to wczesnego pamiętam taki obraz. Idziemy w stronę kościoła. No dobrze, może nie idziemy, tylko biegniemy i się wygłupiamy, bo są ze mną koledzy i koleżanki.
Z dzieciństwa i to wczesnego pamiętam taki obraz. Idziemy w stronę kościoła. No dobrze, może nie idziemy, tylko biegniemy i się wygłupiamy, bo są ze mną koledzy i koleżanki. I nie wchodzimy do kościoła tylko do stojącego obok familoka. A tam, w salce na parterze, czeka już na nas wszystkich zakonnica. Pamiętam, jeszcze jak po skończonej katechezie rozdaje nam obrazki do kolorowania. Każdy jest związany z tym czego się właśnie dowiedzieliśmy i każdy musi być wklejony do zeszytu, co siostra Apolonia konsekwentnie sprawdza. Właśnie, Apolonia. Zupełnie tak jak dzisiejsza patronka, męczennica z połowy III wieku z Aleksandrii. I im dłużej wracam pamięcią do przeszłości, tym bardziej oczywiste mi się wydaje, że siostra Apolonia nie przypadkowo nosiła to właśnie zakonne imię. Po pierwsze, obie z dzisiejszą patronką były wiekowe. Po drugie, obie oddane Bogu na wyłączność, choć każda w swoim stanie. Po trzecie obie zaświadczyły swoim życiem za wierność Chrystusowi. Św. Apolonia z Aleksandrii, gdy w czasie pogromu w roku 249 żądny krwi tłum zlinczował ją za to, że nie oddaje czci pogańskim bóstwom. Siostra Apolonia zaś, gdy tydzień w tydzień przez lata próbowała nauczyć czegoś o Panu Bogu bandę okolicznych łobuziaków. Tak, ja wiem, że skala tej ofiary różni się od świadectwa męczeństwa św. Apolonii opisanego w jednym z listów przez św. Dionizego Wielkiego, ale i tu nawet widzę podobieństwo. Wszak o pewnej siostrze Apolonii i jej poświęceniu nikt by dzisiaj nie pamiętał, gdyby nie te wspomnienia ujęte w słowach.