To nie była spokojna noc w Warszawie. Zresztą od ponad miesiąca, od wybuchu powstania, żadna taka nie była.
To nie była spokojna noc w Warszawie. Zresztą od ponad miesiąca, od wybuchu powstania, żadna taka nie była. Tym razem jednak, z 5 na 6 września, III Zgrupowanie AK "Konrad" musiało uznać przewagę wroga i rozpocząć odwrót do Śródmieścia. Co jednak miano zrobić ze szpitalem polowym, zorganizowanym w piwnicach firmy "Alfa-Laval"? Wiadomo, najlżej ranni zostaną ewakuowani, ale ci z ciężkimi obrażeniami? Co z nimi? Otóż zostaje przy nich kilka osób z personelu medycznego i nasz dzisiejszy patron. Nie jest lekarzem tylko architektem. Nie jest także powstańcem tylko zakonnikiem, którego godzina 'W' zastała w niewłaściwej części Warszawy, z dala od dominikańskiego klasztoru na Służewie, za którego budowę był odpowiedzialny. Trafia z dnia na dzień w sam środek walk, ale nie ucieka. Zostaje tam, gdzie Bóg pozwolił mu być – w szpitalu u zbiegu ulic Tamka i Smulikowskiego. Opiekuje się rannymi, udziela im sakramentów, sprawuje codzienną Eucharystię. Tej wyjątkowej, strasznej nocy z 5 na 6 września 1944 roku, dostaje propozycję, by zdjąć dominikański habit i uciec. Zrobił przecież wszystko, co mógł. On jednak zostaje z rannymi i razem z nimi ginie, gdy Niemcy zajmują szpital. Bł. Michał Czartoryski. Patron wytrwałej miłości bliźniego.