Od startu w Igrzyskach Paraolimpijskich Tokio 2020 Dominikę Putyrę z Bystrej Krakowskiej i jej pilotkę Ewę Bańkowską dzieli tylko kosztowny sprzęt, bo jeśli chodzi o formę, zawodniczki tandemu mają wszystko, by wywalczyć złoto!
Jest muzykoterapeutką, gra na organach, na harfie. Posługuje się pięcioma językami. Próbowała szermierki, żegluje, pływa, jeździ na nartach, łyżwach, rolkach, konno. I oczywiście, na rowerze - zdobywając medale mistrzostw Polski, Europy i świata - mimo że... nie widzi. Za trzy tygodnie Dominka Putyra z Bystrej Krakowskiej i jej pilotka Ewa Bańkowska będą reprezentować Polskę w parakolarstwie na igrzyskach w Tokio.
To już ostatnie tygodnie przygotowań do najważniejszych dla sportowca zawodów. 15 sierpnia wylatują do Japonii. Tam, po dwutygodniowej aklimatyzacji, 28 sierpnia czeka je pierwszy start - jazda indywidualna na czas, na dystansie około
Na igrzyskach zawodnik parakolarstwa powinien wystartować w trzech konkurencjach. - Mamy ich cztery: dwie na szosie, dwie na torze, więc jedną można odpuścić - śmieje się 36-letnia bystrzanka.
Dominika i Ewa najpierw wystąpią w jeździe indywidualnej na czas. Potem będzie jeszcze wyścig ze startu wspólnego oraz konkurencje torowe, na dystansach 1 i
Zawody będą dla nich dużym wyzwaniem. - W wielu sportach paraolimpijskich, w których startują osoby z dysfunkcją wzroku, są trzy kategorie: B1, B2 i B3, do których przypisywani są zawodnicy w zależności od stopnia utraty wzroku. W tandemach jesteśmy klasyfikowani wszyscy razem. Osoba niedowidząca może dostrzec ukształtowanie terenu, miejsce, gdzie akurat jesteśmy, ja nie widzę zupełnie nic - mówi Dominika.
Na razie od startu dzieli je jedno zmartwienie - sfinansowanie koniecznego sprzętu. By pozyskać pieniądze, Dominika założyła zbiórkę na portalu polakpotrafi.pl: Tandemem po złoto - Tokio 2021. Każdy może wesprzeć nasze zawodniczki nawet drobną wpłatą.
Dominika i Ewa - mistrzynie Polski i Europy, brązowe medalistki mistrzostw świata.- Niestety, budżet naszej kadry nie wystarcza na pokrycie wszystkich potrzeb - wyjaśnia Dominika. - Pieniądze ze zbiórki zostaną przeznaczone na ramę roweru (koszt ok. 35-40 tys. zł), dyski (ok. 11 tys. zł) i koła karbonowe (ok. 6 tys. zł), kierownicę czasową (w tym momencie mamy pożyczoną), pedały z pomiarem mocy (ok. 6 tys. zł), pobyt i przelot trenera, Ewy (ok. 17 tys. zł). Jeśli zbiórka nie powiedzie się, będę go spłacać z własnych przyszłych środków - stypendium, zarobków... Obecnie koszt sprzętu zdecydowanie przekracza mój stan posiadania. Natomiast jeśli cel zostanie przekroczony, pieniądze zostaną wykorzystane na jeszcze lepsze przygotowanie się do startu (zakup części rowerowych z wyższej półki, treningi w namiocie tlenowym, zaplecze rehabilitacyjne).
Wystarczy chwila rozmowy z Dominiką, by być pewnym - w taką osobowość na pewno warto zainwestować.
Ewa i Dominika zaczęły trenować ze sobą dopiero w ubiegłym roku. Razem na rower wsiadły 19 sierpnia, trzy dni później miały kraksę na starcie wspólnym. Ewa uszkodziła sobie mięsień czterogłowy i rozpoczęła rehabilitację. Trenowały osobno. A w maju tego roku zaczęły rywalizację podczas zawodów mistrzowskich w kraju i zagranicą, i... zaczęły przywozić medale! W tym roku zdobyły już mistrzostwo Europy w jeździe indywidualnej na czas, srebro ze startu wspólnego oraz brąz mistrzostw świata w jeździe indywidualnej na czas.
Dominika i Ewa wyruszają na wyścig torowy.O to, by sport był obecny w życiu Dominiki i jej dwóch braci, od początku dbali rodzice. Tata zabierał je na pływalnię, mama na narciarski stok. To tam, na stoku Dębowca, zaczęła się jej przygoda ze sportem. Przez pięć lat ambitnie trenowała narciarstwo zjazdowe - z chłopakami, bo lubiła, kiedy jest trudniej.
W czwartej klasie podstawówki zachorowała na grypę. Infekcja uwolniła chorobę genetyczną, przez którą dziewczynka zaczęła tracić wzrok. Po trzech miesiącach mała problemy z czytaniem. Nikt nie wiedział, co się dzieje. A to nie zauważyła małej skoczni na stoku, a to lodu, a to wjechała na siatkę.
Uwagę na jej kłopoty zwrócili nauczyciele. - Ale miałam mądrego wuefistę, który mi nie odpuszczał. Mówił, że z zamkniętymi oczami do kosza mogę rzucać, to rzucałam, serwować też mogłam. Poza tym brałam udział we wszystkich zajęciach. Kiedy klasa biegała, ja biegłam za szybszą koleżanką w czerwonej koszulce - uśmiecha się Dominika. - Kiedy tylko był czas, jeździliśmy na basen, nad morzem - zawsze kilka razy dziennie kąpiel w Bałtyku. Aktywności fizycznej mi nie brakowało.
Regularny wysiłek fizyczny pomaga jej także w radzeniu sobie z hipoglikemią.
Dominika z rodzicami i ks. Tomaszem Niedzielą, wikarym w Bystrej Krakowskiej.Kiedy miała 16 lat, dostała od taty rower - tandem. I tym tandemem jeździła też z koleżanką w Zakrzewie, gdzie trenowała jazdę konną. - Jeździłyśmy 6,
Ale po powrocie stamtąd wróciła do klubu. - Wiedziałam, że potrzebuję sportu ze względu na tą moją hipoglikemię.
W ostatnich miesiącach to Tokio stało się priorytetem, więc zrezygnowała z pracy. A pracowała jako... muzykoterapeuta w klinice „Budzik” przy wybudzaniu dzieci ze śpiączki, ale i z osobami z różnymi uszkodzeniami neurologicznymi - m.in. chorymi dotkniętym i Alzheimerem czy osobami autystycznymi.
O swoich przygodach związanych z żeglarstwem, z podróżami do ukochanego Paryża i śpiewaniu na ulicach czy do Wiednia, a nawet do Indii, gdzie najpierw odwiedziła troje swoich podopiecznych z Adopcji Serca w tybetańskim obozie dla uchodźców, a potem mieszkała wśród nich cztery miesiące, może długo opowiadać z pasją.
Podobnie jak o ludziach, których Pan Bóg jej posyła w bardzo różnych okolicznościach życiowych i o marzeniach - m.in. przygotowania filmu z indyjskiej podróży. Porozumiewa się bardzo dobrze lub komunikatywnie po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, francusku i... tybetańsku.
Kolarski trener Dominiki mówi, że we wszystkim, co robi, "łączy ducha i ciało". Jak trenuje na rowerze, repertuar piosenek, które jej pomagają, ma bardzo szeroki - od utworów zespołów Europe, Queen, po hymn "Ty wyzwoliłeś nas, Panie" albo piosenkę "Serce wielkie nam daj". - A kiedy już nie daję rady, to tylko "Jezu, Jezu, Jezu" - bo jedno wezwanie jest akurat na jeden obrót korby - tylko to pomaga, kiedy jest już najgorzej - mówi.
Dominika i Ewa na podium mistrzostw Europy.Odkąd pracuje i trenuje w Warszawie, w czasie ferii zawsze przyjeżdża do rodziców w Bystrej na tydzień. To tu złapał ją lockdown i została na trzy miesiące. Zaangażowała się na nowo w życie parafii - grała na organach, śpiewała.
Jej rodzice potwierdzają, że ich córka jest "jak te niewidome konie wyścigowe z dowcipu". Jeden pyta: - Może weźmiemy udział w Wielkiej Pardubickiej? A drugi odpowiada: - Nie widzę przeszkód!
Dla Dominiki fakt, że nie widzi, nie jest żadną przeszkodą. Zapytana kiedyś, skąd bierze tyle energii do życia i działania, odpowiada zdecydowanie: - Jadę na "koksie" pod tytułem Różaniec i Eucharystia. W czasie pierwszych drużynowych mistrzostw Polski zapytałam kolegę z drugiej pary, ile jeszcze. Odpowiedział "ćwiartka". Myślałam, że ćwiartka rundy, a to się okazało, że ćwiartka dystansu,
Nigdy nie miała pretensji do Pana Boga, że straciła wzrok. - Powiedziałam: "Jak mi zabrałeś wzrok, to teraz sobie ze mną radź!" - mówi. - Zawsze, kiedy nie mogłam gdzieś trafić, prosiłam: "Niech się ktoś pojawi i mi pomoże". I tak się działo. Kiedyś na rekolekcjach oazowych ksiądz nas uczył, że my nie mamy prosić Boga o "malucha", kiedy On może dać nam mercedesa.
Dominika formowała się w oazie, ukończyła kurs animatora, była związana z dominikańską "Beczką" w Krakowie. Za najważniejszy krok w swoim duchowym rozwoju uważa rekolekcje ignacjańskie. - Uporządkowały mi wiele spraw, pokazały wartości, które - jeśli się nad nimi pracuje - warto utrzymać przez cale życie.
Na Eucharystii Dominika jest niemal codziennie. Różance odmawia w czasie "nudnych treningów". Także w czasie zgrupowań czy zawodów. - Jakoś tak się składa, że kościół zawsze jest w pobliżu i mogę pójść na Mszę św. rano albo wieczorem - dopowiada.
Jak mówi: - Kiedyś się zastanawiałam, po co ja jestem w tym kolarstwie. Pomyślałam, że mam być świadectwem. Ewa, bez której nie byłoby żadnych moich sportowych osiągnięć, nie jest osobą wierzącą. Może jestem po to, żeby jej Pana Boga pokazać, że On działa w naszym życiu? Z rekolekcji ignacjańskich mam zakodowane to "magis" - więcej, więcej w kierunku Boga.
O Dominice przeczytacie także w papierowym "Gościu Bielsko-Żywieckim" nr 30 w tekście "Nie widzę przeszkód!".