W pierwszym odruchu można by uznać, że była zwyczajną, bardzo pobożną kobietą z XIV wieku.
W pierwszym odruchu można by uznać, że była zwyczajną, bardzo pobożną kobietą z XIV wieku. Wychowana w rodzinie holenderskich osadników na Pomorzu, bardzo pobożna, marząca o życiu zakonnym. Z woli rodziców wyszła jednak za mąż za starszego od niej o 20 lat gdańskiego płatnerza i przeniosła się z rodzinnych Mątowów na ulicę Długą 64 do Gdańska. Małżeństwo nie było dobrane – on chciał żony, którą mógłby się chwalić, ona wolała się modlić i prowadzić życie poddane intensywnej pokucie. W domu dochodziło więc do rękoczynów, ale im było trudniej tym bardziej Dorota, bo tak miała na imię, oddawała wszystko Bogu. I ostatecznie zwyciężyła, choć może bardziej a propos powinno się powiedzieć, że wytrwała, bo oto po 20 latach trudnego małżeństwa, gdy epidemia zabrała wszystkie jej dzieci za wyjątkiem jednej córki, jej mąż się nawraca i prosi ją o przebaczenie. Co więcej, razem z nią wyrusza w pielgrzymkę do Akwizgranu, by uczcić relikwie męki Pańskiej. Ta podróż tak bardzo zmienia małżonków, że po powrocie sprzedają warsztat i dom, i ruszają z nową dwuletnią pielgrzymką do sanktuariów europejskich. Prawdopodobnie dotarli nawet do Santiago de Compostelli. W czasie tej podróży Dorota poznaje po raz pierwszy zupełnie nową formę ascezy, jaką jest zamurowanie w celi przy kościele lub klasztorze. Dlatego, gdy umrze jej mąż, podda się duchowemu kierownictwu Jana z Kwidzyna i poprosi za jego wstawiennictwem lokalnego biskupa o pozwolenie na całkowite odcięcie się od świata przez zamurowanie w celi przy kościele katedralnym w Kwidzynie. Przeżyje tak 14 miesięcy, zanim odejdzie do nieba 25 czerwca roku 1394. Jej cela jest do dzisiaj dostępna dla zwiedzających katedrę. Tyle zwyczajnych informacji o dzisiejszej patronce. A te niezwykłe? Bł. Dorota z Mątowów to jedyna w polskiej hagiografii osoba, która wybrała formę życia rekluzy. To mistyczka, która bardzo wcześnie zaczęła doświadczać widzeń, ekstaz, głębokiego zjednoczenia z Chrystusem cierpiącym na krzyżu. Tak głębokiego, że jest jedyną w polskiej hagiografii stygmatyczką, chociaż odbicia ran Pańskich były u niej przez większa część życia bolesne, ale ukryte. Jest również rzeczą znamienną i nader rzadko spotykaną nawet wśród świętych, że wizje bł. Doroty pokrywały się ze świętami liturgicznymi i były z nimi silnie powiązane. Codziennie się spowiadała i codziennie przyjmowała Komunię świętą, co w XIV wieku było ewenementem, a pytana o najprostszą drogę do duchowej doskonałości, odpowiadała prosto: to wstręt do grzechu, nawet najmniejszego, oraz całkowite oddanie się Bogu, tak aby nic nie zostawiać dla siebie. Cela, w której dokończyła swojego życia, była tego wymownym znakiem.