Jest praktycznie niemożliwe, by poznać rzeczywistą liczbę ofiar pandemii na subkontynencie - piszą media.
Zakażenia zdają się zwalniać tempo w Indiach, ale niewiele jest pewności co do perspektyw i panowania nad pandemią i jej rezultatami w kraju, który znalazł się na krawędzi" - pisze Stefano Vecchia w "Avvenire", największym włoskim dzienniku katolickim.
Tak samo niewiele jest pewności - zaznacza dziennikarz - w określeniu oficjalnej liczby zmarłych, która dochodzi do 400 tys., ale inne niż oficjalne źródła sygnalizują, że ofiar może być nawet ok. 2 mln.
Jednym ze wskaźników - jak podają obserwatorzy - może być wielka liczba zwłok, które pojawiają się w rzekach w ostatnich dniach, tuż na początku pory monsunowej. "Chodzi o szczątki, które wezbrany nurt niesie i wyrzuca blisko brzegu. Najbiedniejsi często nie są w stanie skremować swoich bliskich, więc wrzucają ich do wody lub chowają doraźnie na brzegach wielkich rzek" - tłumaczy S. Vecchia.
Miejscowi dziennikarze opisują największe problemy nad Gangesem, w strefie kremacji miasta Allahabad, w północnym stanie Uttar Pradesh, ale doniesienia pochodzą także z innych regionów i potwierdzają to, co wcześniej sygnalizowano w związku ze wzrastającą liczbą zgonów - ludzi nie stać na opłacenie obrzędów pogrzebowych, bo i w "normalnych warunkach" jest to ciężar, który nie wszyscy mogą unieść.
"Lokalni urzędnicy szacują, że co najmniej 600 zmarłych na COVID zostało pochowanych prowizorycznie w samym tylko mieście Allahabad" - donosi "Avvenire".