Coraz więcej dorosłych w Polsce to tzw. osoby zależne. I coraz więcej opiekunów mówi: „Nie daję rady”...
Pan Aleksander, lat 75, do niedawna aktywny senior, dusza towarzystwa, kochający ojciec i dziadek kilkorga wnucząt. Kilka lat temu zaczął się zmieniać. Rodzina mówi, że nagle. Zapominał, co robił rano, potem coraz bardziej nie ogarniał otaczającego świata. Z osoby energicznej, nastawionej na działanie, stał się człowiekiem zamkniętym we własnym świecie, trudnym w obyciu, wymagającym wsparcia, które z trudem zresztą przyjmował. Konieczna stała się najpierw opieka dochodząca – kilka razy w tygodniu. Potem potrzebował opieki stałej – bo zapominał o jedzeniu, gubił się, niegdyś uporządkowany i czysty nie radził sobie z higieną. Dzieci próbowały pomagać panu Aleksandrowi z doskoku, prosić i tłumaczyć. W końcu lekarz pozbawił je złudzeń: ojciec nie wróci do normy. „Oby nie było gorzej. Musicie się nim opiekować jak dzieckiem” – dodał. Jedna z córek postanowiła zabrać ojca do siebie. Czterdziestolatka starała się, by miał wszystko, czego potrzebuje. Ale coraz częściej pojawiały się myśli: „To mnie przerasta. Nie daję rady. Oszaleję”. I w końcu wybrzmiało w przepłakanych w ukryciu nocach: „Jestem złą córką”...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.