Czy podjęlibyśmy się realizowania naszego życiowego powołania, gdybyśmy od razu na starcie wiedzieli, ile będzie kosztować nas trudów i wyrzeczeń? Nie sądzę.
Czy podjęlibyśmy się realizowania naszego życiowego powołania, gdybyśmy od razu na starcie wiedzieli, ile będzie kosztować nas trudów i wyrzeczeń? Nie sądzę. Tak samo dzisiejszy patron, św. Jan Chrzciciel de la Salle, bogaty francuski potomek książęcej rodziny, pragnący zostać kapłanem, nigdy by nie pomyślał, że przyjdzie mu dokonać przełomu w edukacji tych, którzy znajdowali się na samym dole społecznej hierarchii. Gdy jednak tuż po święceniach w roku 1678 dostaje swoją parafię, wraz z nią otrzymuje również nadzór nad szkołą i sierocińcem. Dzieło prowadzą siostry, ale pomagają w nim jako wychowawcy świeccy. I to ci z najniższych warstw społecznych. Proboszcz Jan docenia ich zapał, ale widzi spore braki w ogładzie. Zaprasza ich zatem do stołu, by nauczyć tego całego 'ą' i 'ę', tak ważnego w jego sferze. Gdy jednak zasiadają razem, przełamując społeczny konwenans XVII-wiecznej Francji, nasz patron widzi, że jedno spotkanie niczego nie rozwiązuje. Tym przyszłym nauczycielom potrzeba bowiem radykalnej zmiany życia, wyrwania z biedy, stabilności, jaką daje własny kąt na probostwie – tylko wtedy zajdzie zmiana w ich myśleniu. No tak, ale co zrobić z ich podopiecznymi? Przecież probostwo jest za małe, by dać schronienie wszystkim. Św. Jan Chrzciciel de la Salle decyduje się więc oddać im do dyspozycji rodowy pałac. Kłopot tylko w tym, że dzieci jest tak dużo, że dotychczasowa koncepcja nauki mistrz-uczeń zupełnie się nie sprawdza. Trzeba wprowadzić klasy. Do tego można zapomnieć o łacinie, której nie rozumieją ani uczniowie, ani nauczyciele. Zatem język francuski i nauka za darmo, bo skąd niby te dzieciaki mają mieć na nią pieniądze? Kary fizyczne są wśród nich na porządku dziennym i nic nie dają, czyli trzeba spróbować wychowania bez przemocy. Ale jeśli nie pod przymusem, to jak inaczej wprowadzić w klasach porządek? No tak… nauczyciele muszą mieć solidne podstawy do pracy, trzeba zatem stworzyć dla nich specjalne seminarium. A ponieważ to praca zajmująca cały dzień, to ci, którzy chcą się jej poświęcić, nie będą mieli czasu dla własnych rodzin. Zatem trzeba zorganizować ich w coś na kształt świeckiej wspólnoty – niech się nazywa Bracia Szkół Chrześcijańskich. I tak, krok po kroku, zupełnie jakby mimochodem powstaje największy edukacyjny projekt, który przez kolejne 300 lat będzie wpływał na praktykę edukacyjną, zarządzanie szkołą i przygotowanie nauczycieli nie tylko we Francji, ale w 80 krajach świata. Podsumowując to dzieło z perspektywy człowieka już schorowanego, zanim umarł w Wielki Piątek roku 1719, św. Jan Chrzciciel de la Salle napisał: "Gdybym kiedykolwiek pomyślał, że troska, jaką okazywałem nauczycielom z czystej chrześcijańskiej miłości, kiedykolwiek uczyni moim obowiązkiem życie z nimi, porzuciłbym cały ten projekt. Ale Bóg, który kieruje wszystkimi rzeczami z mądrością i spokojem, czynił to niezauważalnie przez długi czas, tak że jedno zobowiązanie prowadziło do drugiego w sposób, którego nie przewidziałem na początku".