Myśl wyrachowana: Zadaniem chrześcijanina nie jest przetrwać w mroku, tylko wytrwać w wierze.
No i nie było końca świata 21 grudnia, a miał być, bo wtedy przypadała ósma rocznica końca kalendarza Majów. Nie było też końca świata w sylwestra. Ale może będzie niedługo, dlatego trzeba się zaopatrzyć w zapas poświęconych świec. Chociaż może być jedna, ale musi być gruba. Widziałem taką na Allegro, z prawdziwego wosku. „Na 3 dni ciemności” – pisze sprzedawca.
To ciekawa rzecz z tymi świecami. Krążą po sieci jakieś fałszywki przypisywane a to Matce Boskiej, a to ojcu Pio, a to jeszcze komuś, które każą się zabezpieczyć na rzeczone trzy dni ciemności, mające jakoby poprzedzić koniec świata.
Nie żebym twierdził, że nie będzie końca świata albo że jeszcze długo nie nastąpi. Może tak, może nie. Nie żebym wykluczał, że ten dzień zostanie poprzedzony jakimiś budzącymi grozę znakami. Sam Jezus mówi o czymś takim. Ale po co te dziwactwa z zaopatrywaniem się a to w konserwy, a to w wodę, a to w świece? To czasami może mieć sens, ale w porządku doczesnym – nie duchowym. Tymczasem ostatnio w sieci pełno jakichś przepisów na przetrwanie, rzekomo pochodzących od Boga. Pytanie tylko, po co to wszystko, skoro Bóg już dawno objawił nam, co mamy robić.
„A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,28). To jest chrześcijańska odpowiedź na nadchodzący „koniec”, który – wiemy to przecież – jest prawdziwym początkiem. Chrześcijanin na przyjście Pana nie potrzebuje świec, tylko łaski uświęcającej. Po co mi rozjaśniać mieszkanie, gdy duszę mam ciemną? A jeśli mam w duszy jasno, to co mi zrobi ta ciemność? Najwyżej mnie zabije i znajdę się w ramionach Boga, w wiecznej jasności.
Kiedy ni stąd, ni zowąd pojawiają się jakieś niesankcjonowane przez Kościół praktyki „pobożne”, reklamowane jako niezbędne, katolikowi powinna się zapalić czerwona lampka: uwaga, zabobon!
Chrześcijanin ma być zawsze gotowy na przyjęcie Komunii św. i śmierci. Nie są do tego potrzebne żadne gadżety. Potrzebne jest wolne serce, gotowe dla Chrystusa stracić wszystko. Wierność, wytrwanie do końca – to jest w duchu Ewangelii. „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” – mówi Jezus (Łk 21,19).
Gdy nasi przodkowie w wierze stali w obliczu złożenia ostatecznego świadectwa Chrystusowi, nie otrzymywali porad, jak uniknąć kłów dzikich zwierząt albo objawień, jak zgasić „pochodnie Nerona”, na których płonęli. Drogą do wolności była śmierć fizyczna – ciasna brama, która zawsze ostatecznie prowadzi do Tego, dla którego się żyje i umiera.