Myśl wyrachowana: złymi metodami można kogoś zniszczyć, ale nikogo nie można zbudować.
Kto na świecie uznaje jeszcze prawo naturalne? List otwarty rezydujących w Polsce pięćdziesięciu ambasadorów – w tym prawie wszystkich państw Europy – z wyrazami uznania „dla ciężkiej pracy społeczności LGBTI i innych społeczności w Polsce i na całym świecie” świadczy o tym, że powoli zostajemy sami.
Mieszanie się dyplomatów w promocję „ciężkiej pracy” ideologów wynika z przyjęcia dogmatów nowej religii, wedle której nie ma żadnych praw niepodlegających zmianom. Skoro się zakwestionowało istnienie wyłącznie dwu płci, to tym łatwiej podważyć zasadność istnienia naturalnej rodziny. A o rodzinę tu w istocie chodzi, nie o żadne mniejszości.
Tydzień temu wziąłem udział w panelu publicystów w ramach Tygodnia Społecznego, organizowanego przez Akcję Katolicką Diecezji Radomskiej. Debata nawiązywała do nauczania prymasa Wyszyńskiego i dotyczyła obecnej sytuacji rodziny właśnie. W jej trakcie padło pytanie, czy w obliczu neomarksistowskiej ofensywy antyrodzinnej ideologii nie jesteśmy trochę jak Dawid stający do walki z Goliatem.
W sumie bardzo dobre porównanie. Optymistyczne! No bo czy teraz, jako obrońcy rodziny, nie jesteśmy w tym miejscu, w którym byli Izraelici stojący naprzeciw Filistynów? Stopniowy upadek ducha wobec rosnącej przewagi po tamtej stronie, dezercje z własnych szeregów, presja szyderstw i manipulacji z obozu wroga – czy to nie jest również nasza obecna sytuacja? W wielu aspektach tak, a to znaczy, że… wcale nie jest tak źle.
Pamiętajmy, jak skończyło się tamto starcie. Dawid zwyciężył, bo prowadził go Duch Boży. A ponieważ on pozwolił się prowadzić, toteż zastosował metody, których nie spodziewał się przeciwnik. Zrezygnował z pancerza, bo nie był do niego przyzwyczajony, a za to użył środków ubogich: procy i kamienia.
Jak to się przekłada „na nasze”? A tak, że nie wychodzi się w pole bez „mocy z wysoka”.
Czy dzisiejsi „obrońcy rodziny” słuchają głosu Bożego, czy też fiksują się na konieczności dania proporcjonalnego odporu? Czy trzymają swoje emocje na wodzy, świadomi, że „gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebna mowa” to wszystko narzędzia diabła?
Antyrodzinny kurs to kolejna odsłona walki duchowej – bo, jak mówi poeta, „walka o duszę końca mieć nie może”. Goliat nie jest tu symbolem człowieka, lecz jego odwiecznego wroga. I to ten wróg nieustannie prowokuje dzieci światłości do reakcji na jego mrocznych warunkach.
Dawid przyjął strategię Boga i okazało się, że w tej opcji przewaga przeciwnika nie stanowi żadnego problemu. Czy teraz ma być inaczej?•