Tekst homilii abp. Jana Pawłowskiego, wygłoszonej podczas tegorocznej pielgrzymki kobiet i dziewcząt do sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich.
Te chwile, gdy Cię w Piekarach szukali
Mieszkańcy dawnych, schorowanych miast.
Gdy w czasach morowej zarazy wołali:
Pomóż nam wygrać, Lekarko, nasz czas!
Pomóż nam wygrać, Maryjo, nasz czas. A czas jest szczególny. Tegoroczna Pielgrzymka kobiet i dziewcząt do Matki Bożej Piekarskiej ma charakter wyjątkowy. Nie ma tych tłumów, które każdego roku przybywają do Matki, do Gospodyni tej śląskiej ziemi. Szkoda, chciałoby się powiedzieć.
Szkoda, ale takie są wymogi i warunki sanitarno-epidemiologiczne. Jednakże najważniejsze że Maryja tutaj jest. My do niej przychodzimy. I ci, którzy są tutaj obecni fizycznie i ci, którzy pielgrzymują duchowo, i ci, którzy łączą się z nami poprzez radio, telewizje i internet. Do Matki się idzie, pokonując kilometry, trudy, przeszkody. A nawet, kiedy nie można dotrzeć fizycznie, to sama myśl o matce daje każdemu z nas świadomość, że jest się kochanym. I wtedy można dokonywać rzeczy wielkich. Bo matka to uosobienie miłości. A św. Jan nam powiedział, że Bóg jest Miłością. Zatem matka to obraz Boga na ziemi, każda matka, począwszy od Matki Najświętszej i na Niej się wzorująca jest Sanktuarium Miłości. Dlatego przychodząc dzisiaj do tego pięknego Sanktuarium, do Domu Matki w Piekarach Śląskich, klękamy przed Obliczem Maryi, przytulamy się do Jej serca. Ale jednocześnie całujemy z miłością i wdzięcznością ręce każdej polskiej matki, każdej matki i kobiety tutaj dzisiaj obecnej, które reprezentują wszystkie kobiety i matki śląskiej krainy i całej polskiej Ojczyzny, oraz matek całego świata.
W końcu maja odbyła się, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, pielgrzymka mężczyzn, też w formie okrojonej. W Watykanie widziałem jej fragmenty dzięki transmisji TV Polonia. Przy okazji pozdrawiamy wszystkich pracowników TV Polonia, którzy co tydzień niestrudzenie posyłają w świat transmisję polskich Mszy świętych z rozmaitych sanktuariów, bazylik i zwykłych parafialnych kościołów, dzięki serdeczne Wam za to. Pozdrawiamy także wszystkich telewidzów i słuchaczy radiowych. Otóż podczas tamtej Pielgrzymki sprzed prawie już 3 miesięcy, sporo było przemówień: pięknie jak i dziś przemawiał Arcybiskup katowicki Wiktor, którego pozdrawiam, dziękując za zaproszenie i za otwarty dom biskupi, i za serce; homilię pełną Ducha głosił Abp Grzegorz Ryś z Łodzi, przemawiali też inni. Ale dla mnie szczególnie wymownym wydarzeniem tamtej Pielgrzymki był mały chłopak, który w śląskim stroju i gwarze odczytał 3 wezwania modlitwy wiernych: „Dobry Pon Bóczku”, tak zaczynał i modlił się za rządzących Polską, żeby im nie brakło mądrości i rozumu, modlił się też za młodych karlusow, łojców i starzyków i za całe familie, niech młodzi słuchają łojców i ucom się łod nich jak zyc w wierze pradziadów, za to niech łojce bydom mondre i naucom młodych prowdy Ewangelii”. Modlił się też za tych „kierzy robiom na grubie, na banie, na szoferów, i kuchorzy, szkolorzy i insze służby. Chcymy tez Ci polecić tych co nie majom roboty i tych co z nami teraz rzykajom przez telewizor abo radio, podaruj nam zdrowie, błogosławieństwo coby my naucyni Ewangeliom umieli gadoc o Tobie z drugim cłowiekiem” [cytat w gwarze śląskiej - przyp. red.]
Myślę, że ten chłopak był niejako zwornikiem tamtej pielgrzymki mężczyzn z tą pielgrzymką kobiet. Bo wezwania odczytane z zapałem i troską, stają się przecież także treścią naszej dzisiejszej modlitwy. A jednocześnie, będąc przed Obliczem Śląskiej Gospodyni, chcemy Jej powiedzieć, że łączymy dzisiaj i tamtą męską Pielgrzymkę i tę żeńską i włączamy do nich także wszystkie nasze dzieci. Tak kochani, bo chociaż przybywamy tutaj niejako rozdzieleni, to przecież przychodzimy do Maryi jako rodzina. Wiemy dobrze, że w ciągu roku pielgrzymują do tego Sanktuarium, podobnie jak i do innych Sanktuariów w naszej Ojczyźnie, tysiące, dziesiątki tysięcy Rodzin. Maryja Matka, Maryja Oblubienica św. Józefa, jest zakochana w swojej Rodzinie i pragnie towarzyszyć naszym rodzinom. To przecież ona, dla zakochanych zaślubionych w Kanie Galilejskiej, na ich weselu, dostrzegła ich potrzebę, zaczynało brakować wina, co oznaczało, że cale to weselisko mogło stać się powodem do obgadywania, do wyśmiewania, rzekłoby się dzisiaj do hejtowania, bo zostało źle zorganizowane, i wtedy Maryja te troskę o nowopowstałą rodzinę kieruje do Jezusa i tak trochę po matczynemu prawie wymusza ten pierwszy cud. Czy to nie szczególne, że pierwszy znak, cud na tej ziemi Pan Jezus czyni dla zakochanych, dla nowopowstałej rodziny, na prośbę Maryi, swojej Matki ?
Ciąg dalszy na następnej stronie: