Ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie przestrzega: - Na OIOM z COVID-19 trafiają również ludzie młodzi. Oni też umierają.
Czas na wypakowanie zakupów - także owoców i warzyw, których być może dotykał wcześniej ktoś zakażony. W internecie nie brakuje porad, by nawet jabłka myć płynem do naczyń. Niektórzy uwierzą...
Tych porad z płynem do naczyń to chyba na żarty udzielano. Wystarczy, że owoce i warzywa dokładnie umyjemy w ciepłej wodzie. Te, które można, warto też obrać ze skórki. Pamiętajmy także o częstym myciu i dezynfekcji różnych domowych powierzchni, na których może znajdować się wirus. Czas jego przeżycia zależy od temperatury powierza i rodzaju powierzchni, i wynosi od kilkudziesięciu minut do kilkunastu godzin. Dlatego dbanie o czystość jest najważniejsze.
Maseczki ochronne szyją już wszyscy - osoby prywatne, fundacje, grupy facebookowe, a szpitale wciąż proszą o kolejne dostawy. Każda liczba jest na wagę złota?
Inicjatywa amatorskiej produkcji sprzętu ochrony osobistej (maseczek, przyłbic, kombinezonów) jest bardzo cenna (za wszystkie gesty solidarności bardzo dziękujemy), bo w szpitalach przygotowujemy się na jeszcze gorszy czas. Już mamy lawinowy wzrost zachorowań, a w najbliższych dwóch-trzech tygodniach chorych przybędzie. Co ważne, to nie finanse są problemem. Szpital, w którym pracuję, ogłosił zbiórkę pieniędzy i na koncie jest już ponad milion, a nadal jest kłopot ze zdobyciem potrzebnych rzeczy. Nie ma ich w hurtowniach. Warto dodać, że choć w szpitalach mamy specjalne procedury i określone maseczki zakłada się do konkretnych sytuacji, ich noszenie daje nam jeszcze jedną rzecz. Mając ją na twarzy, nie dotykamy - odruchowo - okolic ust, nosa, oczu ani nie poślinimy palców, żeby odwrócić stronę w książce. Dotyczy to zarówno lekarzy, jak i wszystkich innych osób. My, "zakaźnicy", mamy to we krwi i przestrzegamy rygorystycznych procedur. Dlatego na oddziałach zakaźnych nie ma zakażeń wśród personelu.
Na innych oddziałach - także w Szpitalu Żeromskiego - te zakażenia jednak się zdarzają. Efekt jest taki, że trzeba je zamykać.
Pamiętajmy, że lekarze i pielęgniarki dojeżdżają do pracy środkami komunikacji miejskiej. Tam można się zarazić koronawirusem. Z kolei zanim zostały wprowadzone rygory sanitarne, jeździliśmy na narty do Włoch, a potem pacjenci zgłaszali się do przychodni i do SOR, czekali w kolejkach. By zapewnić wszystkim maksymalne bezpieczeństwo, wykonujemy dużo testów wśród personelu.
Wprowadzenie stanu epidemii i kolejnych obostrzeń poskutkowało zakazem odwiedzin w szpitalach. W niektórych dotyczy to także rodziców chorych dzieci. W odpowiedzi na to opublikowała Pani specjalny apel.
Dla mnie to niedopuszczalne, by rodzice nie mogli być przy dzieciach. Wszystko można zorganizować tak, żeby było bezpiecznie. Nawet w sytuacji najtrudniejszej, gdy mam na oddziale dzieci zakażone, podejrzane o zakażenie i dzieci z zupełnie innymi chorobami. Mój oddział został otwarty w listopadzie 2019 r. po generalnym remoncie. Ma bardzo nowoczesne rozwiązania i bardzo dobre możliwości izolacji. Do dyspozycji lekarzy jest 20 sal - wszystkie ze śluzami, są też sale z podciśnieniami. U nas rodzic nie odwiedza dziecka, bo on z nim w szpitalu zostaje. Nie wchodzi do głównego budynku szpitala, tylko jest wprowadzany z zewnątrz bezpośrednio do sali, w której potem przebywa razem z dzieckiem. Ma tam również łazienkę. Musi poddać się pełnemu reżimowi sanitarnemu (a później, w niektórych sytuacjach, również dwutygodniowej kwarantannie), ale wszyscy to rozumieją i godzą się na to. Zauważmy, że pozostawienie chorego i cierpiącego dziecka w szpitalu, szczególnie gdy wymaga ono całkowitej izolacji, jest nie tylko nieludzkie, ale w obecnej sytuacji epidemiologicznej po prostu niemożliwe. My nie jesteśmy z żelaza. Mamy swoje uczucia i emocje, a utrzymanie 3-latka bez rodzica musiałoby się wiązać z wyzbyciem się tych uczuć i emocji.