Ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie przestrzega: - Na OIOM z COVID-19 trafiają również ludzie młodzi. Oni też umierają.
Wracając do osób nastoletnich i tych z przedziału wiekowego 18-40 lat, co jeszcze można im powiedzieć, by dobitniej przekonać, że pozostanie w domu ma sens?
Często pytano mnie, dlaczego na początku epidemii w niektórych województwach było mało zakażonych, a w innych dużo. Ogromny wpływ miało na to zachowanie osoby "zero". Najczęściej była chora na skutek "zawleczenia" zakażenia, np. z Włoch, Chin, Hiszpanii. Jeśli ta osoba po powrocie do Polski nie spotykała się ze wszystkimi znajomymi, zakażeń wtórnych było mało. A jeśli ten ktoś był wszędzie, gdzie tylko mógł i spotkał się z mnóstwem osób, była lawina. Mówiąc jeszcze bardziej obrazowo: w momencie, kiedy młody, zakażony człowiek poszedł na dyskotekę, po kilku dniach mogło już być 100 kolejnych zakażonych osób, które zarażały kolejne osoby... Na oddziale do każdego pacjenta podejrzanego o zakażenie i tego już zdiagnozowanego podchodzimy w pełnym zabezpieczeniu: z maseczką, ochroną oczu, nakryciem głowy, w kombinezonie albo w fartuchu. I słuchamy, co robił jeszcze poprzedniego dnia - nieświadomie, bo nie wiedział, że zaraża (był na poczcie, jechał autobusem, robił zakupy itd.). Dopiero trafiając do szpitala, chorzy zaczynają rozumieć, na czym polega reżim sanitarny.
Wniosek jest taki, że rozmawiając dzisiaj z kimś i nie zachowując zalecanego dystansu, jutro możemy być chorzy?
To, że nasz rozmówca czuje się zdrowo, nie znaczy, że nie zaraża - może być w okresie inkubacji choroby lub przechodzić infekcję bezobjawowo. Albo ktoś myśli, że ma "tylko katar" lub "tylko lekko boli go gardło" i nie kojarzy tego z koronawirusem. A prawda jest taka, że chodzi i zaraża, bo to właśnie COVID-19. To pokazuje, że zamknięcie zakładów fryzjerskich i innych miejsc użytku publicznego oraz wprowadzenie ograniczeń w robieniu zakupów jest trudne, ale konieczne. Pamiętajmy też o zachowaniu odległości dwóch metrów od drugiej osoby. Na tyle możemy podejść do osoby zakażonej i nic się nam nie stanie.
Idąc na zakupy, warto więc mieć maseczkę, mimo że - będąc zdrowym - nie mamy takiego obowiązku?
Jeśli zachowujemy odległość dwóch metrów, maseczka teoretycznie nie jest nam potrzebna. Zawsze jednak może zdarzyć się sytuacja, że nieoczekiwanie na kogoś "wpadniemy". Na kogoś, kto jest przeziębiony i w ogóle nie powinien wychodzić z domu, a jeśli już, to ma mieć maseczkę. Wyszedł jednak bez niej i wtedy nasza maseczka trochę nas chroni. Mówimy, rzecz jasna, o maseczkach chirurgicznych albo szytych w domu. Nie ma potrzeby stosowania wysokospecjalistycznych maseczek, bo one wymagane są tylko w wyjątkowych procedurach, jak np. reanimacja, intubacja.
Wracamy z zakupów z ciężkimi zapasami na kilka dni. By dostać się do domu, np. na 10. piętro, trzeba wsiąść do windy. Tam też można spotkać kogoś zakażonego. Znów ratuje nas maseczka?
Tak, choć najlepiej jechać windą samemu. Ale nie wiem, czy zawsze jest to realne.