Dzisiaj są moje urodziny. Naprawdę. I to okrągłe. Skończył się mój wiek średni. Skończyło się moje średniowiecze – jak podpowiedziałby mi pewien filozof. Z tym, że po końcu mojego średniowiecza nie zaczynałoby się - tak jak ma to miejsce w przypadku epok historycznych - Odrodzenie, a… zaczynałaby się moja starożytność.
Dzisiaj są moje urodziny. Naprawdę. I to okrągłe. Skończył się mój wiek średni. Skończyło się moje średniowiecze – jak podpowiedziałby mi pewien filozof. Z tym, że po końcu mojego średniowiecza nie zaczynałoby się - tak jak ma to miejsce w przypadku epok historycznych - Odrodzenie, a… zaczynałaby się moja starożytność. No cóż, jak widać, i tak dobrze, że analogia zmian historycznych epok i faz ludzkiego życia w tym filozoficznym żarcie, na tym etapie się kończy. Bo idąc dalej tym tropem - czyli odwrotnym do kierunku rozwoju społeczeństw europejskich - wpadłbym od razu w późną starożytność. Pocieszam się tym, że – jak ustalili naukowcy, a w tym przypadku im wierzę – dzisiaj to nie pięćdziesiątka, a właśnie sześćdziesiątka to nowy „wiek średni”. Tak więc, być może, moje średniowiecze dopiero się zaczyna. Co mnie, cieszy, a przynajmniej pociesza. Tak, moje średniowiecze brzmi jakoś, taką przynajmniej mam nadzieje, nieco żartobliwie. Chociaż żyjemy w czasach, w których wielu średniowieczem straszy. Wspominałem już kiedyś o stereotypach związanych ze średniowieczem, które różnej maści pyszniące się swoją nowoczesnością nieuki uważają za prawdy niepodważalne. I tak ciągle wielu, a może powinienem powiedzieć: coraz więcej ludzi uważających się za inteligentów, skłonnych jest na samo słowo „średniowiecze” reagować jako na epokę palenia czarownic. A można przecież sięgnąć do dobrze udokumentowanych studiów historyków [np. Brian P. Levack, „Polowanie na czarownice w epoce wczesnonowożytnej” Ossolineum 1991, Robert Thurston, „Polowania na czarownice. Dzieje prześladowań czarownic w Europie i Ameryce północnej”, PIW 2008], w których powiadamia się szeroką publiczność o tym, że wielkie europejskie polowanie na czarownice osiągnęło szczyt pod koniec wieku XVI i na początku XVII. No i co w takim razie z tym utożsamianiem średniowiecza z epoką stosów? Czyż ludzie operujący gołosłownymi, ale jak im się pewnie wydaje, mającymi naukowe podstawy stwierdzeniami, nie powinni powiększyć kapitału swojej jakże często skromnej wiedzy? No cóż, po pierwsze, kto dzisiaj czyta książki? Tylko zdecydowana mniejszość. Po drugie zaś - „jaka jest prawda, wszyscy wiemy i żadne fakty tego nie zmienią”. Dalej. Od jakiegoś czasu furorę jaką robią w internecie płaskoziemcy, tzn. ludzie przekonani o tym, że ziemia jest płaska, też oczywiście kojarzeni, bo jakżeby inaczej, z ciemnymi wiekami średniwiecza. A tymczasem wybitny nie tylko semiotyk i powieściopisarz, ale i mediewista, Umberto Eco zapewnia, że „[w]brew temu, co głoszą liczne legendy krążące w Internecie, wszyscy średniowieczni uczeni uznawali, że Ziemia jest kulą. Nawet uczeń pierwszej klasy liceum z łatwością wywnioskuje, że skoro Dante wkracza w głąb piekielnej otchłani i wychodzi z niej pod drugiej stronie, u stóp góry Czyśćca, spoglądając na nieznane sobie gwiazdy, to musi być w pełni świadomy, iż Ziemia jest kulista”. Wiedzieli o tym średniowieczni filozofowie i nie tylko. A dzisiaj? Wiedza uczniów (i uczennic) z pierwszej klasy liceum… No cóż, dla zastanawiająco wielu ludziom nowoczesnym, a zwłaszcza ponowoczesnym Dante kojarzy się z przesłaniem: „Najmroczniejsze czeluście piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy zdecydowali się na neutralność w dobie kryzysu moralnego”… I nie to, że wyczytali je u Dantego, jest ono mottem popularnej powieści Dana Browna „Inferno”. Wspomniany fragment „Boskiej komedii” o kryzysie moralnym jest z upodobaniem powtarzany, bo jak się sądzi, przydaje się dzisiaj w codziennej nawalance politycznej. No cóż, zgoda zależy tu od tego jak zdefiniować objawy współczesnego nam kryzysu moralnego. Bo że mamy do czynienia z kryzysem moralnym, co do tego panuje consensus niemal powszechny. Sęk w tym, że różne odłamy społeczeństw Zachodu dopatrują się jej w zupełnie innych zjawiskach. To co dla jednych jest postępem, dla innych jest kryzysem. To co dla konserwatystów jest godną uszanowania tradycją, dla innych jest zacofanie. Wróćmy do średniowiecza. Różni, ale zawsze interesujący intelektualnie autorzy (na przykład Mikołaj Bierdiajew i Umberto Eco pisali o „nowym średniowieczu”) w swoich esejach dopatrując się w naszej współczesności rysów tamtej, dawno minionej epoki. Ale dla Bierdiajewa czy Eco, ludzi ponad wszelką wątpliwość refleksyjnych, nowe średniowiecze nie było pustym sloganem, inwektywą. Było punktem wyjścia do zrozumienia świata, w którym przyszło im żyć. A ja? No cóż, człowiek, który wchodzi w swoje średniowiecze powinien coś niecoś wiedzieć, ale przede wszystkim to, że niewiele rzeczy wie się na pewno. I jeszcze może to, że powtarzane po wielokroć slogany i inwektywy mogą być tylko narzędziem propagandy. Bo, rzecz jasna, nic nie mają wspólnego z próbą „oddania sprawiedliwości widzialnemu światu”, by przywołać tym stwierdzeniem Józefa Conrada Korzeniewskiego. To jeden z ważnych dla mnie pisarzy, którego powieści warto czytać na długo przed tym, zanim zapragnie się sięgnąć po prozę zachwalaną dzisiaj jako „przekraczanie granic jako form życia”. Ech, to przekraczanie granic... Oczywiście zawsze przywołać tu można renesansowe zawołanie – jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce. Problem w tym, a pisze o tym autor tak poważny jak Daniel Bell, znakomitość amerykańskiej socjologii, że dzisiaj takie przesłanie to zmienia dość diametralnie swój sens – i brzmi: jestem człowiekiem i nic co nieludzkie nie jest mi obce. I na koniec. Umberto Eco napisał obszerny tom poświęcony historii krain i miejsc legendarnych. Starajmy się odróżnić je od naszego świata, świata, w którym żyjemy. Legendarne miejsca i zamieszkujące je nieludzkie postaci pozostawmy literatom piszącym na pograniczu prozy fantasy. I bajkopisarzom. Może nawet zwłaszcza tym drugim.