Biorąc pod uwagę, że nie wspominamy dzisiaj męczennika tylko wyznawcę, to sprawy potoczyły się w jego przypadku zaiste błyskawicznie
Biorąc pod uwagę, że nie wspominamy dzisiaj męczennika tylko wyznawcę, to sprawy potoczyły się w jego przypadku zaiste błyskawicznie. Umarł 13 czerwca 1231 roku. W niecały rok później, 30 maja 1232 roku, papież Grzegorz IX już zaliczył go w poczet świętych. A od kolejnego, 1233 roku, 13 czerwca, bullą "Cum iudicat", stał się dniem jego dorocznej pamiątki. Choć to trudne do wyobrażenia, ale nawet sam św. Franciszek z Asyżu, duchowy ojciec dzisiejszego patrona, musiał czekać na swoją kanonizację dwa razy dłużej. O kim mowa? O niezwykłym franciszkaninie, "Arce Testamentu", jak został nazwany po wygłoszeniu na prośbę papieża okolicznościowego kazania w Rzymie. Bo dzisiejszy patron miał niezwykły dar słowa. Potrafił mówić w sposób obrazowy, plastyczny, a przy tym czynił to z najgłębszym przekonaniem, z wewnętrznym żarem. I nie było to wcale zanurzone w jego błyskotliwości, z czym mamy często do czynienia dzisiaj. Każde jego słowo wypływało bowiem z Bożego Słowa i bezbłędnie trafiało. Trafiało do ludzi prostych, którzy tak licznie garnęli się by go słuchać, że homilie musiał wygłaszać na placach. Trafiało także do ludzi wykształconych, do ludzi Kościoła, którzy prosili by wszystkie te kazania dokładnie spisywać. Tak powstały kazania niedzielne, na święta, wielkopostne. Jednak najbardziej spektakularne efekty głoszone przez dzisiejszego patrona Słowo Boże odniosło w stosunku do wrogów Kościoła. Oto bowiem w latach 1225-1227 wspominany dzisiaj franciszkanin udał się z kazaniami do południowej Francji, gdzie z całą mocą samego Słowa dawał odpór szerzącej się tam herezji katarów. Jednak to jego wyprawa do Werony, gdzie władcą był znany z okrucieństw i tyranii książę Ezelin III, zapisała się najbardziej w ludowej wyobraźni. Władca ten, w czasie wojen między włoskimi księstwami, był bezwzględnym zwolennikiem cesarza i w sposób szczególnie okrutny mścił się na zwolennikach papieża. Kiedy więc stanął przed nim święty zakonnik z Padwy, która do niego należała, i kiedy zaczął on mówić księciu Ezelinowi III prawdę prosto w oczy, to dworzanie odruchowo opuścili głowy i zamknęli oczy - w końcu nie za takie słowa ludzie tutaj ginęli. Tymczasem nic się nie stało, albo stało się wszystko – zwyciężyło Słowo Boże – a bohater naszej dzisiejszej historii odszedł w pokoju, cały i zdrowy. Zmarł dopiero na wodną puchlinę 13 czerwca 1231 roku, licząc sobie zaledwie 36 lat. Kto taki? Święty Antoni z Padwy, kapłan, franciszkanin, doktor Kościoła.