Jakikolwiek "Skarbiec Modlitw i Pieśni" otworzysz, zobaczysz tam jej nazwisko. Annę Liskowacką wspomina ks. Henryk Pyka.
W piątek oktawy świąt wielkanocnych z udziałem księdza arcybiskupa Damiana Zimonia odbył się pogrzeb doktor Anny Liskowackiej. Uczestnicząc w pogrzebowej Eucharystii, spoglądałem poprzez ołtarz i trumnę zmarłej w twarze uczestników tej żałobnej uroczystości. Rozpoznałem tu osoby, które przed czterdziestu laty tworzyły „aktyw” wspólnoty parafii Mariackiej w Katowicach. Jej proboszczem wówczas był późniejszy pasterz archidiecezji katowickiej ksiądz arcybiskup Damian. Byłem wówczas wikariuszem parafii Mariackiej i uczestniczyłem w bogatym życiu tej wspólnoty.
(...) Znalazłem życzliwość w kręgu współpracowników ówczesnego proboszcza, który podzielił się ze mną swoją przyjaźnią z Anną i jej mężem, ufając, że wyjdzie mi to na dobre. I tak się stało - myślę po latach, spoglądając na trumnę Anny. Przed dziesięciu laty pożegnaliśmy jej męża Jarosława. Moje życie kapłańskie nabrało pewnej ogłady w ich towarzystwie. Emanowała z tych kontaktów zwyczajność w dzieleniu się radością życia i poczucie odpowiedzialności za ludzi i te wartości, które sobą reprezentowali.
A ta zwyczajność miała piękne odsłony. Jako młode małżeństwo zdobyli pierwsze mieszkanie. Nie mieli w tym mieszkaniu nawet łóżka. Ale był dywan, w który owinięci przeleżeli tak całą noc. Nigdy potem nie byliśmy bardziej szczęśliwi - opowiadali.
Czytaj też na następnej stronie