Zmarły kilka dni temu prof. Karol Modzelewski w wywiadzie udzielonym dwa tygodnie przed śmiercią stwierdził, że legenda „Solidarności”, tej z 1980 roku, nie przetrwała.
Aby zrozumieć dramat zawarty w tych słowach trzeba wiedzieć, że to właśnie prof. Modzelewski zaproponował, aby rodzący się wówczas Niezależny Samorządny Związek Zawodowy nazwać „Solidarnością”. To było wówczas słowo, które niosło dla nas, Polaków, ogromną treść.
Mieliśmy poczucie, że wartość solidarności uświadomił nam Papież Polak, podczas swej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w 1979 roku. To właśnie wtedy odkryliśmy, że solidarność, jako forma porządkowania relacji między ludźmi, nie tylko między pojedynczymi, ale między całymi grupami społecznymi, mającymi niejednokrotnie sprzeczne interesy, ma sens. Czterdzieści lat temu, gdy Jan Paweł II przemierzał polską ziemię, uczyliśmy się solidarności na poziomie elementarnym. Była potrzebna po prostu po to, aby jak najwięcej ludzi mogło doświadczyć jego obecności wśród nas. Aby w tych wyjątkowych dniach wielkie rzesze ludzi, pragnących z nim spotkania, mogły funkcjonować. Ktoś napisał, że wtedy, „patrząc na tłumy, jakie wyległy na ulice, zobaczyliśmy nową i solidarną Polskę”.
To dzięki temu widokowi zrozumieliśmy, że jest coś ważniejszego, niż troska wyłącznie o siebie i swoje sprawy. Dotarło do nas, że jeśli ktoś walczy w słusznej sprawie, to ie powinien działać w osamotnieniu. Trzeba mu udzielić wsparcia, właśnie w imię solidarności. W imię poczucia wspólnoty i współodpowiedzialności. W imię troski nie tylko o swoje dobro, ale również o dobro wspólne.
Zastanawiam się, na ile trafna jest diagnoza postawiona przez prof. Modzelewskiego po czterech dekadach. Czterdzieści lat to dużo i mało. Przy dzisiejszym tempie życia taki okres wydaje się wręcz epoką. Świat wygląda dziś zupełnie inaczej, niż wtedy, choć nie minęło nawet pół wieku. Co więcej, nie wyobrażamy sobie życia bez pewnych zdobyczy ludzkości, które przez te cztery dziesiątki lat udało się uzyskać, wynaleźć, skonstruować, zbudować, włączyć w naszą codzienną egzystencję. Czy to one w jakimś stopniu skłoniły nas one do odejścia od pewnych odkrytych wartości lub przynajmniej do odstawienia ich w kąt? Czy sposób życia, którego są elementem, skłonił nas np. do zapomnienia o solidarności w jej najbardziej podstawowym wymiarze?
Myślę, że przyczyna jest znacznie głębsza. Ks. Józef Tischner dowodził, że najgłębsza solidarność jest solidarnością sumień. I mówił coś jeszcze. Według niego solidarność jest dziełem nie tylko tych, którzy zawsze mieli sumienia, ale również tych, którzy je w sobie odbudowali.