Środa Wielkiego Tygodnia naznaczona jest zdradą i pewnie dlatego w tradycji, na dobre już zapomnianej, nazywana była dniem Judasza.
A to pewno dlatego, że Liturgia tego dnia przypomina nam o Judaszu i jego zdradzie. Na co dzień jednak staramy się o nim nie myśleć, jakby w ogóle nie istniał. Zdradził Boga i to nas zawstydza, może i przyprawia o dreszcze. Ale w Wielkim Poście, poprzedzającym mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, jest jednak bardziej widoczny, bywa że go wręcz spotykamy, czasem nawet w nim się odnajdujemy, choć rzecz jasna nie chcemy się do tego przyznać.
…Judaszowe srebrniki
I jak cierń w oku zdrada
Biada tobie Judaszu
Twoim bliźnim też biada
Ręce mył Poncjusz Piłat
Gdy na zbrodnię się godził
Rzekł Pan – lepiej by było
Gdyby się nie narodził
Apostołów skarbniku
Na co taka ci bieda
Na co liche srebrniki
Skoro Boga masz sprzedać
Pocałunek Judasza
W którym umarła miłość
Na śmierć wiodąc Mesjasza
Ręce mył Poncjusz Piłat
Niechaj błagalne modły
By tę winę odkupić
Za Judasza co podły
Za człowieka co głupi…
W tej zacytowanej przed chwilą pieśni pochodzącej z oratorium „Tu es Petrus” zaintrygowały mnie słowa o pocałunku Judasza, w którym umarła miłość. To prawda, że pocałunek jest oznaką uczuć. Uczuć bliskości i ciepła, serdeczności i dobroci. Jeśli więc ten Judaszowy pocałunek jest czerstwym owocem umarłej miłości, to przecież ona nie umarła nagle, z dnia na dzień. Musiała umierać powoli, może nawet latami. Obumierała dzień po dniu. Co było, co mogło być początkiem tego obumierania?
Kto wie, czy początków tego umierania miłości nie słychać już w tym Judaszowym pytaniu: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów…?
Bo za nim kryje się nic innego, jak tylko logika zyskowności, materialnej, pieniężnej opłacalności. I ta właśnie logika przeliczania zdaje się być nam bardzo bliska. A może trzeba by tak po prostu, bez owijania w bawełnę powiedzieć sobie, że tak rodzi się zwykła chciwość.
Judasz z widowiska „a jednak nadzieja…” powie o tym mocno i bez ogródek:
Oczywiście, że wziąłem.
Też byście wzięli.
Ale nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.
(…)
Też byście wzięli, wiem o tym.
Wszystko macie na sprzedaż, choć udajecie, że jest inaczej.
Wystarczy tylko podać odpowiednią cenę.
Też byście wzięli.
Oburza nas to? Rozejrzyjmy się. Ileż to decyzji, postaw, zachowań ma w tle taką właśnie logikę przeliczania, zysku, nie tylko pieniężnego zresztą. Ileż to razy jesteśmy świadkami takiego właśnie brania, a i sami w tej logice przeliczania coraz chętniej bierzemy akceptację społeczno towarzyską, polityczne poparcie, miejsce na wyborczych listach, ważniejsze stanowiska i prezesury, a nawet święty spokój.
Nie przypadkowo chciwość, to drugi z grzechów głównych. Być może nas to dziwi, że po pysze idzie właśnie chciwość. Zło pychy jest dla nas oczywiste, ale przywiązanie do przeliczania przecież uznajemy już za zupełnie rozsądne.
We wspomnianym już widowisku „a jednak nadzieja…” Judasz powie i tak:
Wiem, że moje imię stanie się teraz przekleństwem,
że już zawsze tylko tak będę pamiętany.
Że ludzkie dzieje już zawsze będą potrzebować jakiegoś Judasza.
Dramatycznie, ale jakże współcześnie realnie brzmi to zdanie, że nasze dzieje zawsze będą potrzebować jakiegoś Judasza.
I nie łudźmy się, że judaszowość nam nie grozi. Chyba nawet jest jej więcej niżby nam się mogło wydawać. A ona czai się za naszymi plecami zawsze wtedy, kiedy zaczynamy przeliczać i kalkulować.
Tam, gdzie zaczyna się przeliczanie, tam też i umiera to, co najpiękniejsze w nas. Nawet pocałunek wtedy gorzko smakuje.