Jak to często się mawia? Gdzie diabeł nie może tam babę pośle. Dlatego dzisiaj będzie trochę o „złej kobiecie”, przez którą nasz dzisiejszy patron poniósł śmierć męczeńską w więzieniu. Ale dla równowagi, będzie też o „dobrej kobiecie” przez którą nasz dzisiejszy patron poniósł śmierć męczeńską w więzieniu.
Jak to często się mawia? Gdzie diabeł nie może tam babę pośle. Dlatego dzisiaj będzie trochę o „złej kobiecie”, przez którą nasz dzisiejszy patron poniósł śmierć męczeńską w więzieniu. Ale dla równowagi, będzie też o „dobrej kobiecie” przez którą nasz dzisiejszy patron poniósł śmierć męczeńską w więzieniu. I nie, to nie jest żadna pomyłka. To po prostu samo życie. A było tak : pewien młody władca imieniem Leowigild – król Wizygotów – pojął za żonę Teodozję, siostrę św. Leandra i św. Izydora z Sewilli. Na świat przyszło z tego małżeństwa dwóch zdrowych synów. Gdy starszy z nich tylko trochę podrósł dostał w zarząd spory obszar w południowej Hiszpanii, dzisiejszą Andaluzję. Żeby nie było jednak niesnasek, także i młodszy dostał swoje dominium, więc cała królewska rodzina żyła sobie spokojnie. Niestety albo na szczęście, wszystko zależy od punktu widzenia, dokładnie w tym momencie historii na arenę dziejów wchodzą one – przywołane już tutaj na wstępie - „zła” i „dobra” kobieta. „Zła” to druga żona Leowigilda, fanatyczna arianka, która namówiła męża, by przykręcił nieco śrubę wszystkim nie-arianom na terenach, które zajmowali Wizygoci. Trzeba tutaj dodać, że byli już oni arianami i to z długim stażem, bo sięgającym niemal początków tej herezji. Zanim jednak nie pojawiła się ona, czyli Goswinata, kwestie wiary traktowane były pośród nich swobodnie. Skoro mamy ariankę, to dla symetrii czas przedstawić również katoliczkę. To w naszej historii owa „dobra kobieta”, żona dzisiejszego patrona, którym - przypomnijmy - jest wizygocki książę rządzący z ramienia swego ojca w Hiszpanii. Jak łatwo się domyśleć książę ulega perswazji swojej połowicy i w katolickiej Sewilli porzuca arianizm. A porzucając arianizm de facto rzuca wyzwanie swojemu ojcu i macosze. Efekt jest łatwy do przewidzenia – wybucha wojna domowa. Siły ojca są jednak liczniejsze i po kilku latach walk pokonany książę trafia do więzienia w Tarragonie. Ponieważ jednak zaproponowane mu tam warunki bytowe nie zmieniają jego zdania w kwestii wiary, zostaje stracony z rozkazu ojca. To czy siekierą, na nieco rzeźnicką modłę, czy też kulturalnie mieczem nie ma tutaj znaczenia. Ważne, że umiera za wiarę i to w Wielkanoc roku 586. No i do jego męczeństwa, tak jak to już zaznaczyliśmy na wstępie, przyczyniają się - choć w różny sposób – dwie kobiety. Zła i dobra. Czy wiecie państwo o kogo może tutaj chodzić? Oczywiście o św. Hermenegilda. Swoją drogą, jego śmierć nie poszła na marne, bo gdy Leowigild opuścił w końcu ten łez padół, to jego drugi syn, a rodzony brat naszego księcia Hermenegilda, oficjalnie przeszedł na katolicyzm czym zakończył ariański rozdział w historii Wizygotów.