Brytyjska premier Theresa May zapowiedziała we wtorek, że rząd będzie potrzebował dalszego przedłużenia procesu wyjścia z UE, aby wypracować ponadpartyjne porozumienie ws. brexitu, planując konsultację z liderem opozycyjnej Partii Pracy Jeremym Corbynem.
Przemawiając na Downing Street po ponad siedmiogodzinnym posiedzeniu rządu ws. opuszczenia Wspólnoty, May zobowiązała się do podjęcia ponadpartyjnych konsultacji z Corbynem.
Podkreśliła, że intencją rządu pozostaje wyjście z UE w terminie, który pozwoli na uniknięcie udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.
"Idealnym wynikiem tego procesu byłoby porozumienie się ws. podejścia do przyszłych relacji (z UE), które realizuje wynik referendum i które moglibyśmy (...) przedstawić Izbie do akceptacji, a następnie pojechać z tym na przyszłotygodniową Radę Europejską" - tłumaczyła.
May dodała, że gdyby liderzy obu partii nie byli w stanie porozumieć się w tej sprawie, to przedstawiliby parlamentowi wiele dostępnych opcji, z których posłowie mieliby wybrać jedną. Jak jednak zaznaczyła, inaczej niż w przeprowadzonych w ciągu ostatniego tygodnia dwóch rundach orientacyjnych głosowań wynik takiej procedury byłby wiążący dla rządu.
"Aby ten proces zadziałał, potrzebujemy jednak tego, aby opozycja również się na to zgodziła" - zastrzegła.
Partia Pracy opowiada się za tzw. miękkim brexitem, zakładającym przede wszystkim pozostanie w unii celnej, a także zbieżność regulacyjną ze wspólnym rynkiem UE przy jednoczesnym zachowaniu wspólnych instytucji, udziale w unijnych agencjach i programach (np. Erasmus) oraz bliskiej współpracy w zakresie polityki bezpieczeństwa.
Takie rozwiązanie byłoby jednak nieakceptowalne dla eurosceptycznego skrzydła rządzącej Partii Konserwatywnej, bo wiązałoby się m.in. z dalszym brakiem kontroli nad polityką handlową wobec państw trzecich, której odzyskanie było jednym z haseł zwolenników brexitu w referendum z 2016 roku.
Jeden z głównych eurosceptyków, ekscentryczny milioner Jacob Rees-Mogg ocenił, że ogłoszony przez premier plan jest "próbą odwrócenia brexitu przez dobicie targu z socjalistami". "To bardzo niebezpieczne" - ostrzegł.
Swój sprzeciw zapowiedział także były minister spraw zagranicznych i jeden z faworytów do zastąpienia May na stanowisku premiera Boris Johnson, który określił wtorkową propozycję jako "bardzo rozczarowującą" i przekazującą kontrolę nad procesem w ręce opozycji.
Gdyby pomimo sprzeciwu ze strony eurosceptyków May obrała tę drogę, groziłoby to dalszym zaostrzeniem napięć wewnątrz ugrupowania na zaledwie kilka tygodni przed majowymi wyborami lokalnymi w wielu regionach kraju.
Premier dodała, że po znalezieniu ponadpartyjnego kompromisu jej administracja przedstawiłaby nowy projektu ustawy implementującej umowę wyjścia z UE z intencją przyjęcia jej przez parlament przed 22 maja, co pozwoliłoby na uniknięcie udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
"To trudne czasy dla wszystkich, a emocje są rozbuchane po wszystkich stronach tej dyskusji. Możemy i musimy jednak doprowadzić do wypracowania kompromisów, które realizują to, za czym Brytyjczycy zagłosowali (w referendum z 2016 roku)" - podkreśliła May.
Zaznaczyła, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest "decydującym momentem w historii tych wysp". Dodała, że "zrealizowanie interesu narodowego wymaga jedności narodowej" w tej sprawie.
W odpowiedzi na zaproszenie ze strony premier Corbyn potwierdził, że "spotka się z szefową rządu", i powiedział, że "zdaje sobie sprawę z tego, że ma odpowiedzialność związaną z reprezentowaniem ludzi, którzy wsparli Partię Pracy w ostatnich wyborach, a także tych, którzy tego nie zrobili, ale oczekują pewności i bezpieczeństwa co do swojej przyszłości".
Propozycja May została jednak stanowczo odrzucona przez drugie największe opozycyjne ugrupowanie, Szkocką Partię Narodową (SNP).
Lider stronnictwa Ian Blackford podkreślił, że zapowiedź ze strony premier May "jedynie wydłuża agonię zamiast zapewnienia jasności w sprawie przyszłości".
"SNP wykazało się gotowością do znalezienia kompromisu, aby przełamać ten impas, ale naszym priorytetem pozostaje zatrzymanie brexitu" - dodał.
"Niebezpieczeństwo związane z podejściem szefowej rządu jest takie, że jeśli termin 12 kwietnia minie bez deklaracji ws. udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego, to 22 maja staje się nieuniknionym punktem, w którym dojdzie bezumownego brexitu" - ostrzegł.
"Fiasko brexitu pokazuje ponad wszelką wątpliwość, że Szkocja nie jest traktowana jako równy partner w ramach Zjednoczonego Królestwa i jedyną drogą, aby ochronić nasz interes narodowy, jest ogłoszenie niepodległości" - oświadczył.
W ostatnim referendum z 2014 roku 55 proc. wyborców zagłosowało przeciwko szkockiej niepodległości, ale SNP wielokrotnie deklarowało nadzieję na powtórzenie plebiscytu, szczególnie po podjętej w 2016 roku decyzji o wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej.
Po trzykrotnym odrzuceniu rządowego projektu umowy wyjścia z UE Wielka Brytania ma czas do 12 kwietnia, by zdecydować się albo na brexit bez umowy, albo na wielomiesięczne przedłużenie swego członkostwa w UE i znalezienie nowego sposobu na wyjście z impasu politycznego.
Mogłoby ono na przykład polegać na drugim referendum w sprawie brexitu lub znacznej zmianie proponowanego modelu relacji z UE (np. pozostanie we wspólnym rynku lub w unii celnej). Taki scenariusz wymagałby jednak udziału w majowych wyborach do PE.