Gdyby św. Ignacy Loyola stanął dzisiaj w drzwiach jakiegokolwiek wydawnictwa, prawdopodobnie nikt nie przyjąłby jego „Ćwiczeń duchowych” do druku. Panuje opinia, że nie jest to literatura wybitna, a wręcz literacko słaba. Jak to możliwe, że człowiek słabo posługujący się piórem napisał jedną z najpoczytniejszych książek na świecie?
Było to w 1552 roku. Ojciec Miguel Navarro, jezuita, odwiedził szpitalik w Azpeitii, spędził tam kilka miesięcy, po czym w liście skierowanym do Ignacego z Loyoli opisał szczegółowo życiową sytuację… muła. A nie był to muł byle jaki, bo swego czasu wiózł był na grzbiecie samego założyciela jezuitów, co przysporzyło mu szacunku i przywilejów. Navarro napisał tak: „Ten sam muł, którego Wasza Ojcowska Mość zostawił w szpitalu przed szesnastoma laty i który jest teraz gruby, ma się świetnie i bardzo dobrze służy domowi – ma w Azpeitii wiele przywilejów i chociaż wejdzie w zboże, wszyscy udają, że nic się nie stało”. Jeżeli takim szacunkiem otoczono zwierzę, na którym jechał święty, to jak wielkim szacunkiem otaczanego jego samego? Wniosek nasuwa się sam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.