Józef Pękala ma 95 lat i do swej żony Leonardy - lat 94 - wciąż mówi "Mała". Zawsze tak było i kiedy brali ślub 75 lat temu, i gdy ją przytulał po śmierci dwojga dzieci, i kiedy razem szli pod krzyż postawiony pod domem, by swój dzień powierzać Bogu.
Wojenna miłość
Szkoła trwała rok. W tym czasie Józef pisał do Leonardy listy, a gdy wracał do domu, pierwsze kroki kierował do dziewczyny.
- Któregoś razu przyszedł do mnie. Nic nie mówi, tylko kładzie przede mną małą karteczkę, a na niej wypisane nasze imiona i nazwiska i data ślubu. Wszystko pozałatwiał, poszedł do księdza, wyjaśnił sytuację i ksiądz na ślub się zgodził. Moi rodzice mieli akurat świniaka, więc go zabili i wyprawili nam wesele. To był dziwny ślub w niepewnych czasach. 29 stycznia 1944 roku w kościele w Kurowie zostaliśmy małżeństwem. Od tamtej pory minęło 75 lat i wiem, że to najlepsze, co mogło się w moim życiu wydarzyć – mówi pani Leonarda.
Na ojcowym polu pan Józef zbudował dla rodziny dom. Na świat przyszły dzieci. Najstarsze Zygmunt i Jadwiga zmarły w dzieciństwie. – Zygmuś miał 3 miesiące, Jadzia półtora roku. Zachorowała na dyfteryt. Wzywaliśmy lekarza, dostała wieczorem trzy zastrzyki i w nocy zmarła – do dziś z drżeniem w głosie pani Leonarda opowiada o swojej córeczce.
Śmierć dwojga dzieci to był straszliwy cios dla rodziców. – Tylko Pan Bóg i nasza miłość pozwoliły nam to przetrwać – mówią małżonkowie.
Dziecko spod krzyża
Krzyż przed rodzinnym domem Pękalów to znak zawierzenia Bogu
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Dlatego, kiedy w 1949 roku urodził się syn, który po ojcu otrzymał imię Józef, państwo Pękalowie postawili przed domem krzyż, by strzegł ich syna i całej rodziny. Pod ten krzyż wychodzili codziennie się modlić. Często dołączali do nich sąsiedzi. Krzyż stał się miejscem, gdzie okoliczni mieszkańcy śpiewali majówki czy odprawiali inne nabożeństwa. Kiedy mały Józef szczęśliwie dorósł, po latach drewniany krzyż zamienił na metalowy. – To wyraz mojej wdzięczności za życie i moich rodziców – mówi dziś Józef syn Józefa. Mimo upływu lat i sił wciąż pod tym krzyżem modlą się Pękalowie i nieliczni już sąsiedzi. – Kiedy przyjeżdżam do rodziców i nie ma ich w domu, wiem, że modlą się razem pod krzyżem. Niedawno przyjechałem, patrzę, a tu pusto i cicho. Idę pod krzyż, a tam rodzice i też 90-letnia ciotka. Pytam: co tak cicho śpiewacie? A oni mi na to: "Synu my razem mamy prawie 300 lat, więc już głos nam osłabł" – opowiada syn jubilatów.