To był wielki dzień dla Lublina. Po raz pierwszy w dziejach Kościołach papież pojawił się na ziemi lubelskiej. Nie był dla nas obcy. Czekaliśmy na niego dobrze go znając.
W końcu nadszedł 9 czerwca. Od 5 rano wpuszczano na teren uczelni tych, którzy mieli wziąć udział w spotkaniach z papieżem. Najpierw zaplanowane było spotkanie w auli z przedstawicielami świata nauki, później zaś na dziedzińcu KUL papież miał się spotkać ze społecznością akademicką. Przed wejściem na uczelnie czekał na Jana Pawła II Senat Akademicki. Na korytarzach prowadzących na aulę, tłum ludzi - pracowników i studentów KUL.
– Teoretycznie korytarze powinny być puste, ochrona papieska była bardzo niezadowolona, że tyle ludzi czeka na papieża w przejściu. Dziś nawet nie pamiętam jak to było możliwe, bo wydaje mi się, że w harmonogramie wizyty było zapisane, że przejścia będą puste – wspomina s. Zofia.
Także aula wypełniona po brzegi. Papież rozgląda się wśród zgromadzonych, poznaje niektóre twarze, uśmiecha się. Potem zaczyna mówić o prawdzie.
– Mówił do nas, że jesteśmy odpowiedzialni za poszukiwanie prawdy, szczególnie tej prawdy o człowieku. To utkwiło mi głęboko w pamięci – mówi s. Zdybicka.
Po zakończeniu papieskiego przemówienia, każda z kilkuset osób zgromadzonych w auli podchodziła do Jana Pawła II. Niektórych papież znał osobiście, innych przedstawiał rektor.
– Pracownicy KUL byli wyłączeni z tej prezentacji żeby nie zabierać czasu innym, my przecież mieliśmy inne możliwości spotkania z papieżem – dodaje siostra profesor. Po zakończeniu spotkania w auli, Jan Paweł II przeszedł na dziedziniec, gdzie czekali pracownicy i przedstawiciele studentów KUL.
– Nie było możliwości, żeby zmieścili się wszyscy, ale myślę, że w sumie było tam około 6 tysięcy ludzi. Część stała na korytarzach i wyglądała przez okna, chociaż to było „nielegalne”, bo okna miały być zamknięte – wspomina s. Zofia.
Na dziedzińcu przygotowano specjalny ołtarz na tle frontonu. Odbyła się tu liturgia słowa. Papież powiedział wtedy do studentów, że przybył do nich by się trochę odmłodzić. Wszystkie jego słowa młodzi przyjmowali z wielkim entuzjazmem i radością.
Kiedy skończyło się spotkanie na dziedzińcu, papież przeszedł do salonów rektorskich, gdzie przygotowany był obiad. – Byłam na tym obiedzie, choć już dziś nie pamiętam co podawano, wydaje mi się, że zabrakło mleka do kawy, albo innego drobiazgu, ale papież skwitował to jakimś zdaniem z poczuciem humoru – wspomina siostra profesor.
- Po obiedzie był czas dla nas „kulowców”. Mogliśmy wtedy zamienić z Janem Pawłem kilka słów, a my jako Wydział Filozofii byliśmy szczególnie uprzywilejowani jako dawni współpracownicy.
Po tym mniej formalnym spotkaniu papież miał na KUL chwilę odpoczynku tylko dla siebie, zanim udał się na Czuby na Mszę świętą. Specjalnie w salonach rektorskich przygotowano pokój z łazienką, gdzie papież mógł wziąć kąpiel.
– W wolej chwili, ku naszemu zaskoczeniu, papież chciał odwiedzić dobrze znane sobie na uczelni miejsca, np. zobaczyć swój dawny zakład. Byliśmy trochę przestraszeni, bo w zakładach był bałagan wynikający z przygotowania dekoracji, ale oczywiście Ojcu Świętemu to nie przeszkadzało – opowiada s. Zdybicka.
Punktem kulminacyjnym papieskiej wizyty była Msza św. na Czubach, w której uczestniczył milion wiernych. Tu, gdzie dziś stoją nowe osiedla, 25 lat temu były pola. To na nich przygotowano sektory. Ołtarz przygotowano na fundamentach budującego się właśnie kościoła Świętej Rodziny. To tam Jan Paweł II udzielił święceń kapłańskich 50 diakonom. Tuż po zakończeniu Eucharystii zaczął padać deszcz. – Drobny deszczyk szybko zamienił się w wielką ulewę. Woda płynęła strumieniami, ale nikt się nie przejmował. Dla nas ten deszcz był błogosławieństwem z nieba – wspominają świadkowie tamtych wydarzeń. Dziś w miejscu papieskiej wizyty stoi pamiątkowy krzyż. Dla mieszkańców Lublina jest to miejsce szczególnej pamięci o Janie Pawle II.