Polska pokonała w Warnie Portoryko 0:3 w drugim meczu siatkarskich mistrzostw świata. Mecz mistrzów świata z autsajderem wyglądał jak niezbyt intensywny trening.
Co przed meczem wiedzieliśmy o Portorykańczykach? Tyle, że ich atakującym jest Maurice Torres, znany z ubiegłorocznych występów w Zaksie Kędzierzyn-Koźle. To solidny zawodnik, który odszedł do Padwy, do prestiżowej ligi włoskiej. Generalnie jednak Portoryko nie może się pochwalić graczami znaczącymi w świecie.
Pewnie dlatego Vital Heynen dał odpocząć większości graczy, którzy wczoraj walczyli z Kubą. Drzyzgę na rozegraniu zastąpił Łomacz, za Kurka na ataku wystąpił Schulz, Nowakowskiego zmienił Bieniek, a Szalpuka - Śliwka. Swe pozycje w wyjściowym składzie zachowali jedynie libero Paweł Zatorski oraz przyjmujący Michał Kubiak, ale i jego w trakcie pierwszego seta zastąpił młody Bartosz Kwolek.
To dlatego, że naszym szło jak po maśle. Kolejne akcje kwitowane były uśmiechami. Kwintesencją tego fragmentu gry była akcja, w której udało się podbić piłkę po bombie któregoś z Portorykańczyków. Piłka poleciała pod siatkę. Nie było tam jednak rozgrywającego. Był za to środkowy Bieniek, który nietypowo, ale efektownie zdobył punkt. W sumie pierwszy set Polacy wygrali do 14.
Drugi set wyglądał podobnie. Na boisku pojawili się: libero Damian Wojtaszek i atakujący Dawid Konarski. Nasi zakończyli tę partię rezultatem 12:25.
Set trzeci - też bez wielkiej historii. Największe emocje były wtedy, gdy - nie wiadomo dlaczego - w trakcie akcji zabrzmiał brzęczyk. Sędzia zaliczył punkt Portorykańczykom, ale nie miało to większego znaczenia. Wynik tego seta: 15:25.
Oficjalne statystyki meczu były miażdżące - np. punkty zdobyte serwisem: 0:11, blokiem: 3:10, atakiem: 24:39.
Wobec małego zainteresowania publiczności bułgarskiej i dużej odległości Portoryko od Bałkanów mecz w hali w Warnie oglądali głównie polscy kibice.
Pojutrze o godz. 19.30 następny mecz grupowy Biało-Czerwonych z nisko notowaną Finlandią.
Portoryko - Polska (14:25, 12:25, 15:25)